Blue i Styles na hotelowym basenie.
Wow! To trwa naprawdę długo. Oboje są właśnie w jednym z lepszych hoteli w LA. Przypadek? My tak nie sądzimy, mimo iż przez pierwsze dni bawili się osobno. Muzyk z przyjaciółmi w klubach, a projektantka na zakupach z żoną Fransico Lachowski. Modowe gazety i blogi ostatnio huczały od wtorkowego wyjścia Blue. Przechodziła po Beverly Hils oraz Roden Drive w nowej sukni z kolekcji Matthew’a Williamson’a. Długa do ziemi charakterystycznym ornamentem. Wyglądała w niej zjawiskowo, bez dwóch zdań. Nic dziwnego, że Styles nadal próbuje o jej względy. Zawzięty jest. Jednak dziewczyna odrzuca zaloty i stara się dalej być wolna oraz nie zależna. Podobno praca jest dla niej znacznie ważniejsza niż związki. Ciekawe jak ta teza długo się utrzyma.
Ich drogi zeszły się dopiero w środę na hotelowym basenie. Brunet ratował dziewczynę z opresji. DOSŁOWNIE! Moni została wrzucona do basenu przez jednego z zalotników, mimo próśb i krzyków, że nie potrafi pływać. Przez chwilę było strasznie, dopóki nie pojawił się Styles i uratował ją. Romantyczne, co nie? W galerii znajdziecie zdjęcia jakie udało nam się zdobyć z tego zdarzenia.
Słodka z nich para.
Jak sądzicie długo będzie się ciągła ta gra, czy może w najbliższym czasie poinformujemy was o oficjalnym zejściu?
Po długim treningu w hotelowej siłowni, poszedłem się odświeżyć i przebrać. Przez noc nie mogłem przestać myśleć wczorajszej rozmowie z barmanką. Nawet nie wiecie ile osób stoczyło się w tej branży z powodu stresu, by wytrzymać presje sięgają po różne świństwa. Nie chce by ona tak skończyła. Taki talent nie może się zmarnować.
Chowając głowę pod kaptur bluzy oraz wychodząc z siłowni, usłyszałem muzykę. Rozejrzałem się, dostrzegając uchylone drzwi do salki z lustrami. Pomyślałem, że może grupa taneczna właśnie ma zajęcia, więc bez większego zainteresowania poszedłem dalej. Jednak gdy kątem oka zauważyłem tylko jedną osobę, momentalnie się zatrzymałem spoglądając przez szparę. Znana mi bardzo dobrze zgrabna sylwetka poruszała się w rytm muzyki. Bardzo dynamicznie i wręcz chaotycznie, jak na złamanie karku, jednak z gracją. Wyglądała jakby chciała wywalić z siebie wszystkie negatywne emocje.
Oparłem się o framugę, przyglądając się jej ciału w czarnych, dresowych ¾ spodniach oraz sportowym staniku koloru błękitu. Zupełnie ignorowała fakt, że włosy zasłaniały jej jakikolwiek widok. Choć i tak pewnie oczy miała zamknięte starając się wsłuchać w muzykę. Spojrzałem na nie wielkie głośniki, a do nich przyczepiona była pomarańczowa mp4. Właśnie leciało ‘DJ Got Fallin’ In Love’ Usher’a i Pittbul’a. To chyba jej ulubiona piosenka, bo dość często cytuje ją na twitterze.
Usłyszałem nagle huk i jęknięcie. Odwróciłem głowę, a Moni leżała teraz na ziemi podpierając się rękami i szybko oddychając. Odłożyłem torbę, następnie podbiegłem do niej, złapałem ją za ramiona i pomogłem wstać. Podniosła głowę, obdarzając mnie zaczerwienionymi od płaczu oczami.
-Co ty tu robisz?- jej głos lekko drżał, więc odchrząknęła.
Stanęła na równych nogach od razu się ode mnie odsuwając, podchodząc do odtwarzacza i wyłączając muzykę.
-Jestem na wakacjach. –uśmiechnąłem się, nie spuszczając z niej wzroku. Prychnęła, kręcąc głową i łapiąc za butelkę. - Płakałaś. – bardziej stwierdziłem niż spytałem.
Moni jedynie odwróciła się do mnie tyłem, upijając łyka wody. Jej cisza była dla mnie potwierdzeniem.
-Moni…
- Skończmy to. –wcięła mi się w słowo, odwracając przodem do mnie. – Tę grę. To już poszło za daleko, a dalszej przyszłości to nie będzie miało. Każdy z nas ma pracę na której nam zależy. – założyła torbę na ramię.
- Nie szukaj argumentów w pracy. –odpowiedziałem szybko, patrząc na nią z niedowierzaniem na jej słowa.
Ona chce od tak po prostu to zakończyć, a to był jedyny sposób bym mógł być przy niej blisko. Nic nie poradzę, że się od niej dosłownie uzależniłem. Zawsze powoduje u mnie burzę przyjemnych uczuć, których chce więcej.
-Moni, proszę. –starałem zagrodzić jej drogę.
Spojrzała na mnie niebieskimi tęczówkami, które zdradzały smutek. Oczy prawdę Ci powiedzą. Poczułem jej drobną dłoń na moim policzku. Jej dotyk jest tak przyjemny, że starałem się wtulić bardziej w jej dłoń, by go zapamiętać kiedy go zabraknie. Już nie będzie tego przyjemnego prądu w ciele pod wpływem jej bliskości. Już nie będę więcej czuł te fantastyczną woń jej perfum. Koniec z pocałunkami dające mi powody do szczęścia.
Starając się być odrobinę wyższa, stanęła na palcach. Pochyliłem się i złączyliśmy nasze usta w słodkim, spokojnym i ostatnim pocałunku. Czułem jak coś mnie rozbija na miliony kawałków.
-Żegnaj, tygrysie.- zawsze kiedy tak mówiła, mruczałem zabawnie, ale dziś nie miałem na to ochoty.
Chciała się uśmiechnąć, ale chyba nie wie, że wyszedł z niej z tego grymas. Minęła mnie i wyszła z salki. Przekląłem głośno, przeczesując palcami włosy. I gdzie, kurwa, moje gadanie, że sobie nie odpuszczę? Że zdobędę ją za wszelką cenę? No gdzie? W dupie! Byłem zły i załamany jednocześnie. Czułem jakby ktoś zabrał mi połowę mnie. Złapałem za swoją torbę i wybiegłem za dziewczyną, ale jej już nie było. Zniknęła jak kamień w wodę. Podniosłem wzrok ku górze, pytając Boga czemu tak to wszystko zaplanował. Czy ja nigdy nie mógłbym poznać normalnej dziewczyny?
Nagle ktoś mocno szturchnął mnie z ramienia, aż cofnąłem się o parę kroków. Przyjrzałem się typowi i rozpoznałem w nim ‘pana z palyboy’a’, który próbował utopić Moni. Jeśli nadal jest nią zainteresowany to proszę bardzo, droga wolna. Ja już i tak jestem poza „grą”.
__________________________________________________________________________
-Naprawdę
mogłabyś to zrobić? – po raz setny chyba słyszę to pytanie. Jak za pierwszym
razem się zgodziłam to chyba pewne, że to zrobię i powinno to do niego dotrzeć,
ale taki jest Matt. – Nie chciałbym Ci psuć wakacji.
Przewróciłam
oczami na jego słowa.
-Jestem już
w hurtowni, zamówię te materiały. Dotarło w końcu? –odpowiedziałam przechodząc
przez próg sklepu z materiałami.
Ostatnio na
zakupach ze Stellą zauważyłam tu fajny materiał w kwiaty i pomyślałam, że
Williamsowi się spodoba, więc wysłałam mu zdęcie. Nie myliłam się. Właśnie tu
wracam, by zamówić dostawę tego materiału do Londynu. Mam nadzieje, że uda się
to załatwić. Pomyślę jeszcze o innych wzorach, ponieważ mają tu naprawdę
wspaniały wybór i jest w czym przebierać. Pokazałam pani sprzedawczyni by
chwilkę poczekała, aż skończę rozmawiać z nadopiekuńczym Matthew’em. Ciągle
papla i papla o moich wczasach, że powinnam się bawić i odpoczywać, a nie
zajmować się pracą. Już się wybawiłam (poczuj
ten sarkazm). Mam dość i chce wracać do domu. Tam mogę sobie odpocząć jeden
dzień i wrócę do pracy.
Po
skończonej rozmowie, odwróciłam się do brunetki w moim wzroście, na pewno parę
lat starszej i zaczęłyśmy uzgadniać kupno i dostawę materiałów. Na szczęście
ich firma, jest w stanie wysłać bele do Londynu. Jestem w siódmym niebie. Nie
potrzebie wcześniej się tym zamartwiałam. Chyba częściej będę tu zamawiać.
Wzięłam od nich wizytówkę z numerem i adresem strony internetowej. Przecież nie
będę to przylatywać tylko po to by zamówić materiały. Po zapłaceniu,
podziękowałam i wyszłam z hurtowni, kierując się do hotelu, gdzie miałam zamiar
zacząć się pakować.
Gdy już tam
dotarłam, wyciągnęłam walizkę i układałam do niej po kolei moje ubrania. Nie
byłam jednak sama. Był ze mną Francisco. Jest tu, ponieważ mieliśmy iść dziś na
festyn, ale nie miałam na to zbytnio ochoty. Myślałam jedynie o swoich 4 kątach,
mojej pościeli oraz ciszy. Jakoś nie ciągnęło mnie dziś do głośnej muzyki i
tysiąca mi nieznanych osób.
-Moo,
proszę. Pojedziesz jutro. Chodź z nami, błagam.- spojrzałam na niego, kiedy ze
błagalnym wzrokiem przeszywał mnie na skroś.
Niech go
szlak. Dobrze wie jak ten wzrok na mnie działa. Brakuje mu jeszcze wydętej wargi
jak u słodkiego psiaka i pęknę.
-Francisco,
dobrze wiesz czemu chce już wracać. – mówiłam, starając się uniknąć jego wzroku
pakując swoje rzeczy, dopóki nie poczułam dłoni na swoich zatrzymując mnie.
-Serio
pozwolisz, by jakiś koleś zepsuł Ci zabawę? – przełknęłam ślinę, czując gulę w
gardle i ścisk, a w oczach zaczęło się zbierać przezroczysty płyn.
Ostatnio
mocno się pogubiłam. Już nie wiem co się dzieje i jak mam to wszystko
powstrzymać, by nie powodować więcej bólu sobie i innym.
Poczułam
silne ramiona otulające moje ciało. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Tak
długo to wszystko w sobie dusiłam, że aż pękłam. Mimo iż czułam wsparcie ze
strony przyjaciela, nie potrafiłam szybko się opanować. Był jednak cierpliwy,
uspakajając mnie miłymi słowami.
Trochę mi to pomogło, ale tylko trochę. Nie wiem czy jednak jestem wstanie iść
na ten festyn. Skakać i bawić się w rytm muzyki, kiedy w sercu mam wbite
miliony szpilek. Mogłabym spróbować i chociaż sprawić radość parze. Wzięłam
głęboki wdech, odsuwając się od bruneta i pokierowałam się do łazienki, by
obmyć twarz.
-To
pójdziesz z nami?- krzyknął z sypialni. Chlusnęłam wodą w twarz, czując
przyjemny chłód oraz jak reszta makijażu spływa mi po policzkach. Złapałam za
wacik mocząc go mleczkiem do demakijażu usuwając czarne zacieki.- Moo?
–zauważyłam go w lustrze, jak opiera się o framugę drzwi.
-Pójdę.
–wyrzuciłam wacik i opłukałam znów twarz, następnie łapiąc za ręcznik,
wycierając się w niego. Kiedy spojrzałam na kumpla, uśmiechał się od ucha do
ucha. – Ale pod jednym warunkiem. –odwiesiłam puchaty materiał na wieszak –
Będziesz musiał mnie od czasu do czasu mocno przytulał. – wydęłam wargę, robiąc
minę smutnego pisaka.
Zaśmiał się
i podszedł do mnie, by znów mnie przytulić. Wtuliłam się jak tylko mogłam.
-Oczywiście.
To szykuj się, a ja pojadę po Stellę i Cię odbierzemy. –kiwnęłam głową na
zgodę.
Cmoknął mnie
w czoło i szybko udał się do wyjścia, po drodze wyciągając telefon, pewnie by
zadzwonić do żony oraz reszty ekipy. Jak
zwykle nie znałam tej reszty.
Starałam się
doprowadzić do stanu użytku i normalności. 20 minut siedziałam w łazience, po
czym postanowiłam wyciągnąć z walizki haftowaną sukienkę, brązowe botki oraz
torebkę z mnóstwem frędzelków.
Początek
festynu nie zapowiadał się najlepiej. Nie miałam ochoty tu być, a ludzie z
którymi przyjechaliśmy byli mi totalnie obcy. Jeden nawet próbował podrywu, ale
skutecznie uniemożliwiłam do siebie dostęp. Zero odzewu z mojej strony.
-Skarbie, co
się dzieje?- usłyszałam ciepły głos Stelli.
Odwróciłam
się zabierając od niej moje piwo sokiem pomarańczowym. Pomyślałam, że po
alkoholu poczuje się lepiej i wyluzuje
trochę.
-W porządku,
Stella. –upewniłam ją, uśmiechając się na miarę moich możliwości.
Pociągnęłam
łyka ze słomki, a słodko-kwaśny smak rozlał się w moim gardle.
Ludzie wokół
mnie świetnie się bawili przy zespole, którego nazwy nie mogę zapamiętać.
Skaczą, krzyczą, kiwają się w rytm muzyki. Niektóre dziewczyny siedzą na
ramionach swoich chłopaków, by mieć lepszy widok na scenę. Wszyscy piją
najróżniejsze napoje procentowe i się luzują, a ja nadal nie potrafię. Bawiłam
się ciągle słomką rozglądając się po tysiącach twarzach nie wiadomo po co. Żeby
robić dobre wrażenie zaczęłam się kiwać na boki w rytm muzyki, by nie dać
powodów do zmartwień Stelli czy Francisco.
Nadal
przeglądając tłum bawiących się ludzi rozpoznałam w nim Eleanor Calder,
dziewczynę Louis’a Tomlinson’a. Westchnęłam głęboko, uświadamiając sobie, że
jeśli oni są to on również. Może nie
podejdą, więc skup się na tym co opowiada jeden z kumpli Lachowskiego. Nie jest
to zbytnio ciekawe, ale musiałam stwarzać chociaż pozory, że słucham.
-Moni! – na
charakterystyczny i rozradowany głos Tomlinson’a aż się wzdrygnęłam i lekko
zachłysnęłam napojem.
Serio
myślałam, że mnie nie zauważą.
Odkaszlnęłam
parę razy i odwróciłam się do dwójki idącej w moim kierunku. Na ich twarzach
gościły wielkie uśmiechy, ale brunetka wydawała się bardziej skrępowana.
Przyjrzałam się jej bardziej i chyba rozumiem dlaczego. Miała sukienkę mojego
projektu. Uśmiechnęłam się lekko, gdyż dziewczyna wyglądała w niej naprawdę
ślicznie. Idealnie podkreślała jej troszkę wyższą sylwetkę ukazując długie
zgrabne nogi.
-Blue, nie
spodziewałem się tu Ciebie. –uśmiechnął się szeroko.
Ciekawe, czy już wie co się stało pomiędzy mną i jego przyjacielem? Raczej nie, bo nie był by teraz dla mnie taki miły.
Zrobił krok w moją stronę, zamykając mnie w przyjacielskim uścisku.
Ciekawe, czy już wie co się stało pomiędzy mną i jego przyjacielem? Raczej nie, bo nie był by teraz dla mnie taki miły.
Zrobił krok w moją stronę, zamykając mnie w przyjacielskim uścisku.
-To tak jak
ja Ciebie, Tomlisnon.
-Poznaj moją
dziewczynę Eleanor. –wskazał na brunetkę.
Podeszłam do
niej i również lekko ją uścisnęłam.
-Miło Cię
poznać. –odsunęłam się i przyjrzałam się jej bardziej uważnie. –Pasuje do
Ciebie idealnie. –uśmiechnęłam się szerzej.
Fakt, że
ktokolwiek nosi moje ubrania to szczęście, a tym bardziej jeśli są to osoby,
które jak byłam młodsza wzorowałam się na nich. El ma styl prostej, zwykłej dziewczyny,
ale z klasą. Lubi się ubierać w to co wygodne. Na niej i na Danielle wzorowałam
się w większości moich projektów.
-Mi również
i dziękuje. –wydawała się lekko uspokoić od mojego komplementu.
-Co was do
mnie sprowadza?
-Prośba.
–zaczęła brunetka, na co zmarszczyłam brwi – Za 2 miesiące dla mojej rodziny
jest ważna uroczystość, a ja nie mogę znaleźć odpowiedniej sukienki na ten
dzień. –odparła smutno.
-Chcesz,
żebym zaprojektowała Ci ją?
-Było by
genialnie. –uśmiechnęła się. -
Oczywiście zapłacie za to. –dodała szybko.
-Nie chce
pieniędzy, zrobię to z wielką przyjemnością.
Eleanor tak
się ucieszyła, że jeszcze raz mocno mnie uścisnęła, powtarzając ciągle w kółko
podziękowania. Zaśmiałam się cicho, starając się jeszcze nie wylać przez
przypadek mojego soku z piwem. Postanowiłam się z nią umówić jak najszybciej,
więc wyciągnęłam telefon otwierając aplikacje kalendarz, uzgadniając z brunetką
datę.
-Mieliście
na mnie czekać przy… -podniosłam na chwilę głowę, by spojrzeć na Harry’ego,
który zbliża się z trzema kupkami napojów.
Nie
dokończył swojego zdania, przyglądając mi się z szokiem wymalowanym na twarzy.
Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam wzrokiem do organizatora. Czułam jakby mi
ktoś walnął w twarz, aż zbierało mi się na płacz. Zachowuję się jakbym z nim
zerwała, mimo iż nie byliśmy w ogóle razem. Starałam się stać nie wzruszona i
uzgadniałam z Eleanor spotkanie.
-Sorry,
Hazz. El chciała pogadać z Blue. – Tommo
odebrał od niego dwa kubki, a on jedynie kiwnął głową.
-Okay, to
wtorek o 15 u mnie w firmie, adres masz. – zapisałam, spoglądając na dziewczynę
która kiwa głową na zgodę.
Znów mnie
uścisnęła, dziękując. Ta dziewczyna jest jak przylepa, ale w pozytywnym
znaczeniu. Odsunęła się ode mnie podchodząc do swojego chłopaka, jednocześnie
odbierając od niego swój napój.
Usłyszałam
głos Francisco. Odwróciłam głowę i zauważyłam, że zbliża się wraz ze Stellą w
naszym kierunku. Nie wyglądał na zadowolonego, że Styles jest w moim pobliżu.
On sądzi, że brunet mnie skrzywdził, a tak naprawdę jest odwrotnie. Kiedy
podeszli, starałam się nadal udawać szczęśliwą, więc spokojnym i opanowanym
tonem przedstawiłam ich sobie, lekko się uśmiechając. Idzie mi jak na razie
nieźle, tak sądzę. Lachowski zadawał się wypalać dziurę w głowie Harry’ego, więc
szturchnęłam go łokciem, by przestał. Nagle Stella wypaliła, by dołączyli do
nas. Otwarłam szeroko oczy na jej propozycję. Nie, nie gódźcie się.
-Nie, nie
będziemy przeszkadzać. –spojrzałam na Lokersa, który spojrzał na mnie na chwilę
i wrócił wzrokiem do swoich znajomych.- Wracajmy do swoich.
Zauważyłam
jak El i Tommo dziwnie patrzą na swojego kumpla. Pewnie nie ma innych, a oni są
tu we trójkę. Czułam się dziwnie wiedząc, że to przez ze mnie.
Pożegnali
się z nami i po chwili odeszli od nas. Długo nie spuszczałam wzroku z pleców
Harry’ego, dopóki nie poczułam, jak ktoś mnie ciągnie za rękę. Westchnęłam i
ruszyłam za parą do naszej ekipy.
Jeszcze
chyba nigdy tak dobrze nie czułam się w swoim domu. Kiedy tylko wróciłam od
razu wtuliłam się w moją pościel. Tak dobrze być w domu i zastać wszystko tak
jak się to zostawiło. Bałagan na biurku, porozwalane buty w garderobie, bo nie
mogłam się długo zastanowić które ze sobą wziąć. Czułam się jak dziecko,
chichotając i przytulając się do ulubionej maskotki. Spałam może z jakieś 6
godzin, kiedy się obudziłam była 9 nad ranem. Dziś nigdzie nie idę, siedzę w
domku. Więc skoro zostaje może coś dziś upieczę, jakieś babeczki, albo ciasto.
Dawno nie piekłam, a zwykle robiłam to z mamą. Ciekawe co w ogóle u rodziny,
dawno się nie odzywali. Zwykle dostawałam jakieś wiadomości i w miarę mojego
wolnego czasu starałam się im odpisywać. Jednak dawno nikt nie pisał. Może
później zadzwonię na skype.
Po szybkim
prysznicu i ubraniu się w długą bejsbolową bordową bluzkę z numerem 95 oraz
wysokimi czarnymi skarpetami poszłam do kuchni z notebookiem na rękach,
szukając jakiegoś słodkiego przepisu. „Muffinki jabłkowe” O to świetnie brzmi.
Postawiłam laptopa na blacie i spoglądając na niego sięgałam potrzebne mi
produkty. Rozejrzałam się i zauważyłam, że nie mam jabłek, ani soku
jabłkowego. Spojrzałam na zegarek,
zastanawiając się za ile powinien przyjechać dostawca. Powinien być za 20
minut. Zwykle zamawiam zakupy przez Internet. Na szczęście w moim zamówieniu
zawsze są jabuszka i sok. Postanowiłam poczekać chwilę, przeglądając inne
przepisy, aż nie wyskoczyło mi połączenie. Moja młodsza siostra, Paula.
Uśmiechnęłam się i szybko odebrałam, a na ekranie pojawiła się ciemnowłosa
blondynka z okularami na nosie wraz z moją mamą.
-Witam
kochaną rodzinkę. –uśmiechnęłam się ustawiłam kamerkę tak by widziały mnie, a
ja zaczęłam szykować blachę na babeczki, smarując dna margaryną do pieczenia.
Mama od razu
kazała mi mówić w języku polskim, bo mnie nie rozumie. Uśmiechnęłam się pod
nosem i kiwnęłam głową na zgodę. Lubię tak czasami powiedzieć do nich coś po
angielsku, bo nic nie rozumieją, jedynie młodsza siostra. I najczęściej używamy
go do by zaplanować jakąś niespodziankę dla mamy lub taty.
Opowiadały
mi dużo co się u nich działo. I szczerze byłam zadowolona, jak tak nawijały. Nie
musiałam przynajmniej ja nic mówić, a nie miałam nic pozytywnego do
powiedzenia. Jednak kto ma nadopiekuńczą mamę chyba wie, że prędzej czy później
dopyta się co się dzieje. I tak właśnie było, kiedy skończyły opowiadać o nie
szczęśliwym wypadku wuja Irka, który złamał rękę, mama spytała się czy wszystko
u mnie w porządku, bo docierają do niej różne plotki. Chciałam już odpowiadać,
kiedy usłyszałam dzwonek. To pewnie dostawca. Przeprosiłam je na chwilę i
ruszyłam odebrać zamówienie. Na widok dobrze znanego mi pana Klenta
uśmiechnęłam się szeroko odbierając dużą torbę wypełnioną po brzegi. Zapłaciłam
i podziękowałam uprzejmie. Skinął do mnie głową z tą niebieską czapką, z którą
się nie rozstaje i wrócił do swojego busa. Natomiast ja spokojnym krokiem
weszłam do kuchni i odstawiłam torbę na blat, wyciągając z niej wszystkie
produkty i chowając to co mi nie potrzebne. Mama przez skype przypomniała się o
swoim pytaniu. Westchnęłam i odpowiedziałam, że wszystko w porządku i ma nie
czytać tych wszystkich bzdur, bo kiedyś przez to na zawał zejdzie. Nie musi się
mną tak przejmować. Wiem, że matki już tak mają, ale mam 21 lat i wiem co dla
mnie dobre. Z resztą wiedziałam. Chyba nie przekonałam tym ją, bo zaczęła
zadawać mnóstwo pytań, jak na komisariacie. Ze spokojem odpowiadałam na każde,
raz mówiłam prawdę, a raz nie, by nie odpuścić mamie nie potrzebne zamartwienia
i stres. Jestem dorosła i powinnam zająć się swoimi problemami sama. Tak mnie
zresztą uczyła. Wyciągnęłam z siatki żurawinę. Przyjrzałam się jej, chwilę
zastanawiając się czy jej nie użyć do babeczek, zminimalizowałam rozmowę z
rodzinką i przyjrzałam się przepisowi. Chwilę kręciłam nosem, a z głośników
usłyszałam śmiech siostry. Uśmiechnęłam
się i odłożyłam żurawinę obok jabłek. Pół zrobię z nimi, a pół z drugim owocem.
To dobry pomysł.
Długo
jeszcze z nimi nie rozmawiałam, bo musiały jechać do babci. Kazałam im ją i
dziadka ode mnie wyściskać i ucałować, po czym rozłączyłam rozmowę i ustawiłam
przepis na widoku. Sięgnęłam mikser i zaczęłam ubijać składniki.
Kiedy
babeczki były w piekarniku, ja siedziałam w salonie z notatnikiem na kolanach,
ale wzrokiem skupionym na ekranie telewizora. Oglądałam stacje FashionTV.
Pokazywali właśnie pokaz z New Yorku. Śmiałam się widząc siebie na początku.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi.
-Moni,
jesteś? –głos Matthew’a uspokoił moje myśli.
-W salonie.
– odpowiedziałam i wróciłam do kreślenia w moim notatniku.
Po chwili
poczułam jak całuje mnie w czoło i czochra mi włosy. Mruknęłam i poprawiłam
grzywkę, by była na swoim miejscu. Usadowił się na drugim końcu kanapy, uważnie
się mi przyglądając. Spojrzałam na niego kątem oka, unosząc brew.
-Co tak
pachnie?
Spojrzałam
na zegarek, przypominając sobie, kiedy wstawiłam babeczki do piekarnika.
Zostało mi jeszcze 10 minut i powinny być dobre.
-Muffiny
jabłkowe i żurawinowe. –spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. – Doszły już materiały?
-Przysłali
nam wiadomość, że jutro powinny być już w Londynie. –kiwnęłam głową przyjmując
informację. –Jak twoje wakacje?
Zatrzymałam
jakąkolwiek czynność, nawet oddychanie. Czułam, że o to spyta, ale myślałam, że
zrobi to jutro i będę miała jako się z tego wyminąć, ale jak jestem tu w domu,
nie mam za bardzo jak. Przetarłam dłonią oko, wzdychając i odkładając zeszyt z
ołówkiem. Dużo mu nie będę mówić, bo po co mu moje problemy.
-Na początku
były udane i to naprawdę, ale kiedy zostałam wrzucona do basenu, przestało być
zabawnie. –wstałam z kanapy idąc do kuchni, by sprawdzić babeczki.
Uklęknęłam
przed piekarnikiem, przyglądając się muffiną. Wyglądały pysznie, ale jeszcze
mają 5 minut, więc niech jeszcze posiedzą. Wstałam na równe nogi i łapiąc za
ścierkę, starłam ponownie blat, mimo iż był czysty, musiałam czymś zająć ręce.
-Czyli to
prawda, że Cię ktoś wrzucił. – wszedł do kuchni, na co kiwnęłam głową na jego słowa.-
Ale przecież ktoś Cię uratował.
-Tylko, że
jego pomocy najbardziej nie chciałam. –odwróciłam się do niego przodem. –W
ogóle nie chciałam by tam był. -wybuchłam.
Wyglądał na
zaskoczonego. Spuściłam głowę i oparłam się tyłkiem o blat, bawiąc się ścierką.
-Coś się
stało? –spytał, podchodząc do mnie i przyglądając się mi tym swoim
zmartwionym wzrokiem.
-Nie, po
prostu… -jąkałam się i nie potrafiłam mu tego wszystkiego wytłumaczyć.
Ręce zaczęły
mi drżeć, a serce być jak młotem. Znów zbierało mi się na falę płaczu.
Czemu z nim
nie mogło być jak z każdym? Przespać się raz i koniec. Zero następnych spotkań,
czy czegokolwiek. Zero tej chorej gierki. Skrzywdziłam tym siebie, ale i też
niego.
Nagle
zadzwonił minutnik informując mnie o tym, że czas wyciągnąć babeczki. Rzuciłam
szybko ścierką do zlewu, by następnie założyć rękawice ochronne na dłonie i
otworzyć piekarnik. Odsunęłam się, kiedy buchnęło we mnie gorące powietrze. Po
kuchni nagle rozległ się aromatyczny zapach pieczonych jabłek. Przez chwilę
poczułam się jak w domu u babci, kiedy to ona robiła jabłecznik, a ja wiecznie
wyjadałam kruszankę z miski. Nie raz dostałam po łapach, ale i tak mnie
kochała. Jak każdą ze swoich wnuczek i wnucząt. Wyciągnęłam blachę z piekarnika
i położyłam na blacie. Zostawiłam drzwiczki lekko uchylone by się szybciej
ostudził. Matt był zapatrzony w babeczki.
-Wow,
wyglądają jak róże.
I tak mają
wyglądać. Wokół ciasta ułożyłam cienkie plasterki jabłka i układając je na
kształt płatków. Narobiłam się przy tym strasznie, ale przynajmniej czymś
zajęłam myśli i ręce. Odłożyłam rękawice i sięgnęłam po nóż, by ostrożnie
powyciągać muffiny z formy. Kładłam je na talerz na nodze, który wcześniej już
sobie przyszykowałam. Wyglądały świetnie, więc wyciągnęłam telefon robiąc im
zdjęcie.
-Mam coś dla
Ciebie. –spojrzałam na mentora z nad telefonu.
Przysunęłam
talerz bliżej niego każąc mu się częstować. Pokazałam mu które są z jabłkami, a
które z żurawiną. Najpierw wyciągnął z walizki białą teczkę, po czym dorwał się
do jednej z babeczek. Zmarszczyłam brwi, odkładając telefon i otwierając rzecz,
którą mi podał. Przeczytałam dokumenty.
-Załatwiłeś
mi zajęcia indywidualne?! –aż pisnęłam odkładając to co miałam w rękach,
jeszcze raz doszczętnie czytając każde
słowo.
-Jesteś mi
bardzo potrzebna teraz w firmie i musze Cię mieć na wyłączność. –spojrzałam na
mentora.
Nie
pohamowałam się ze szczęścia. Skoczyłam parę razy w miejscu i podeszłam do
niego, rzucając się mu na szyję. Słowo ‘dziękuje’ wyszło z moich ust ze 100
razy w ciągu minuty. W końcu będę miała więcej czasu dla pracy, którą wręcz
kocham oraz dla nowych projektów, a co najważniejsze będę miała go też trochę
do siebie. Zaczęłam głupio podrygiwać wokół blatu kuchni, a Matthew nie mógł ze
mnie ze śmiechu. Każdy miał by niezłą polewkę widząc takie wygibasy, bez rytmu
i składu.
-Zapoznaj
się z harmonogramem. –podszedł do mnie i cmoknął mnie w czoło – Będziesz jutro
o 10 w pracy? – spytał na co szybko pokiwałam głową na zgodę.
Uśmiechnął
się i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Po drodze jednak zabrał babeczkę,
od razu się w nią wgryzając i mówiąc z pełną buzią jaka to jest genialna.
Zaśmiałam się i pomachałam mu na pożegnanie. Spojrzałam jeszcze raz na
dokumenty. Szczęście rozlewało mi się w żyłach. Złapałam za teczkę i poszłam z
nią do salonu, by zapoznać się z godzinami, które miały się odbywać zajęcia.
Wrzuciłam ją na kanapę, po czym szybko wróciłam do kuchni zabierając talerz z
babeczkami. Jeszcze nie zdążyłam zjeść ani jednej. Położyłam na małym stoliku
przed sofą naczynie z przysmakami i usiadłam. Dokumenty położyłam na nogach,
które oparłam o szklany mebel przed de mną. Następnie wgryzłam się w babeczkę,
czując jak okruszki spadają na moją bluzkę, a słodki smak żurawiny rozlewa mi
się w ustach. Rzeczywiście, wyszły mi rewelacyjnie.
Parę dni później...
Po tym jak
skończyłam nauczania indywidualne, wróciłam do domu. To były moje pierwsze
zajęcia i bardziej wyglądały na zapoznaniu się z nauczycielką i omówieniu spraw
dotyczących sposobu nauczania i harmonogramu. Pani Monter jest strasznie
miła i myślę, że nasze spotkania nie będą przymusem, a samą przyjemnością.
Niech to
szlak trafi te londyńską pogodę. Leje jak z cebra i nie chce przestać. Przez
drogę z samochodu zmokłam do suchej nitki, a na dodatek klucze od domu nie
chciały się znaleźć i stałam pod drzwiami przeszukując torebkę. Włosy kleiły mi
się do policzków, z płaszcza ciekło, a w butach miałam mokro. Jeśli szybko tego
nie wezmę ciepłej kąpieli to będę chora. Gdy poczułam pod opuszkami palców
chłodny metal i usłyszałam charakterystyczny brzdęk, ucieszyłam się jak głupia
wiedząc, że w końcu znalazłam. Wyciągnęłam je, szybko wsadziłam do dziurki
przekręcając i wchodząc do domu. W końcu w domku. Zrobię sobie teraz długą
odprężającą kąpiel z nowymi olejkami, które kupiłam w LA. Tylko które tu
wybrać? Mięta czy brzoskwinia? Zastanawiałam się nad tym zdejmując buty i
płaszcz. Może jednak postawię na pierwszą opcje. Uwielbiam ten zapach bo
przypomina mi o… Harry’m. Westchnęłam głośno, zaczesując jedną ręką mokre włosy
do tylu idąc w stronę sypialni. Czy naprawdę każda rzecz musi mi o nim
przypominać? To już jest jakieś chore. Jak pozbyć się tego chłopaka z głowy? No
jak? Kurwa.
Zapaliłam
światło w pokoju i przeszłam do garderoby, by wyciągnąć z niej jakieś suche
ubrania. Różowa bluzka i szare spodnie powinny być jeszcze dobre, do tego
świeża bielizna i z gotowym kompletem poszłam do łazienki. Miałam już dość tych
przemoczonych do granic możliwości ubrań, jak i pogody. Wolałabym nadal
wylegiwać się w słońcu LA, beztrosko patrzeć jak promienie muskają moją
opaleniznę i sączyć drinka za drinkiem, przynoszone przez przystojnego kelnera,
przy basenie. Jak bardzo bym chciała tam być, ale nikt za mnie nie za robi na
opłacanie domu, narysuje kolekcji oraz skończy sukienki dla Calder.
Podczas gdy
woda napełniała wannę odpisałam kilku osobą sms i sprawdziłam maile. Myślałam,
że po kąpieli do razu się położę, a tu musze jeszcze przesłać do firmy
dokumenty. Nie marudziłabym gdybym miała je skończone. Czekają mnie jeszcze 2
godziny siedzenia przy laptopie.
Kiedy wanna
była pełna, rozebrałam się do naga i weszłam do ciepłej wody. Odetchnęłam z
ulgą, zanurzając się po samą brodę. Nic tak dobrze nie robi na zmęczenie jak
odprężająca kąpiel w ulubionym zapachu. Mięta roznosiła się po całym
pomieszczeniu dając mi ukojenie i porządkowała chaos w mojej głowę. Pamiętam
jak taka kąpiel pomogła mi wymyślić kolekcje. Wyszłam wtedy z wanny z
prędkością światła, byle by nie zapomnieć pomysłu. To też dzięki niej Matthew
się mną zachwycił. Chwiała kąpielą w wannie. Uśmiechnęłam się pod nosem na
wspomnienie, pocierając nogę o nogę i przyglądając się jak faluje woda z pianą.
Po kąpieli,
jak planowałam wzięłam się za dokończanie dokumentacji. Żmudna praca, ale
trzeba się tym zająć. Dokończę i będę miała z głowy.
Litery jak
zwykle pod koniec zaczęły mi się zlewać. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegar.
0:26. Przeklęłam w myślach wykonując ostatnie czynności.
-I wyślij.-
powiedziałam dumnie ze swojej pracy.
Zamknęłam
laptopa i odłożyłam do na półkę nocną. Tak długo marzyłam o śnie. Tak długo na
to czekałam. W końcu. Rzuciłam głowę na poduszkę od razu się do niej
przytulając. Westchnęłam i starałam się zasnąć. Krople deszczu uderzały w okno
w rytm kompletnie mi nie znany. Uznałam to jako kołysankę.
Nagle z
rytmu wybiło mnie mocne uderzenia w szybę. Z przerażenia otwarłam szeroko oczy.
Włamywacz? Serce zaczynało mi bić jak młotem. Skryłam się bardziej pod
pościelą, by przeczekać, aż sobie pójdzie. Nie ma mowy by się dostał do środka.
Nie bez powodu zapłaciłam ciężkie pieniądze na zabezpieczenia, by się teraz
włamywać. Po części czułam się czułam się bezpiecznie, jednak strach nadal
paraliżował. Znów pukanie. Pisnęłam cicho w poduszkę, powtarzając ciągle, by
sobie poszedł. Brakuje jeszcze błysków i grzmotów jak przy burzy. Na pewno dzwoniła bym już na policję. Właśnie, Moo, policja. Wyszłam ostrożnie
spod kołdry, sięgając telefon. Już miałam wybrany numer, gdy spojrzałam na
drzwi od tarasu. Nie wiem kompletnie po co. Na początku mnie sparaliżowało, ale
po chwili dostrzegłam w tym mroku jego twarz. Co za kretyn! Odłożyłam telefon,
wstając z łóżka i podeszłam do drzwi
otwierając je, by wpuścić bruneta.
-Czy Ciebie
do reszty pojebało, Styles? –warknęłam, łapiąc go za rękę ciągnąc do łazienki,
by nie zamoczył mi panele i dywanu w sypialni.
Woda się
lała się z chłopaka ciurkiem, a on sam trząsł się z zimna nie ubłaganie.
Czy on do
reszty oszalał, by stać w takim deszczu pod moim oknem? Dzięki, Bogu nie mam
pokoju do góry i nie musiał włazić na balkon. Cholerny dupek. Bawić w Romeo mu
się zachciało.
Wyciągnęłam
wszystkie suche ręczniki jakie miałam. Położyłam je na pralce łapiąc pierwszy z
góry, rozwijając go.
-No co tak
stoisz jak słup soli? Rozbieraj te mokre ciuchy. – odłożyłam ręcznik podchodząc
do chłopaka.
Bałam się,
że się przeziębi. Mam nadzieje jednak, że długo tam nie stał. Jak z dzieckiem
po prostu.
Złapałam za
dół jego bluzki i poprosiłam by podniósł ręce. Przeciągnęłam mokry materiał
przez jego głowę i wrzuciłam ją do wanny. Sięgnęłam po ręcznik, przecierając
jego ciało.
-Czekaj..-
zaczął, ale skutecznie mu przerwałam, zarzucając mu ręcznik na głowę.
-Ściągaj
resztę. Idę po koc i zrobię ciepłej herbaty. –obróciłam się w stronę drzwi.
Kiedy
zrobiłam krok, poczułam jego dłoń na mojej. Spojrzałam na niego marszcząc brwi
przyglądając się mu jak ściąga ręcznik z głowy i zarzuca go na muskularne
ramiona. Czego ten chłopak chce?
-Posłuchaj
mnie.
-Nie.
–zaprzeczyłam. –Jesteś totalnym idiotą…
- Tak!
–krzyknął przerywając mi w połowie zdania.- Bo się w tobie zakochałem.
Na jego
słowa wbiło mnie w podłogę. Przesłyszałam się, tak? To moja wyobraźnia płata mi
figla. Tak naprawdę to mi się śni, a ja leżę nadal wtulona w ukochaną podusie.
Za chwilę się obudzę z tego koszmaru… Ale czy na pewno koszmaru? Każdy
centymetr jego ciała zdawał się być bardzo realistyczny.
Samotna
łezka spłynęła mi po policzku, którą szybko starłam. Brunet chciał do mnie
podejść, lecz ja zrobiłam krok w tył, spuszczając głowę.
-Zrób to o
co Cię prosiłam.- powiedziałam cicho i wyszłam z łazienki.
Nogi mi
drżały, a serce łomotało jak szalone. Nie wiedziałam co z tą sytuacją zrobić.
Chciałam by ktoś był przy mnie. Lecz czy on jest to tego odpowiedni? Jego
trasy, wywiady, koncerty… Moje pokazy, znów wywiady, wyloty do innych krajów na
pokazy… Ja chyba nie dałabym rady w takim związku. Chce czuć poczuć się
kochana, ale czy ja nadal potrafię jeszcze obdarzyć kogoś równie silnym
uczuciem? Wiele osób mnie skrzywdziło, nie wiem czy jeszcze to umiem.
Wyciągnęłam
duży, przyjemny koc z garderoby i
wyszłam z niej, a chwilę później brunet z łazienki, owiniętym ręcznikiem wokół
pasa. Nie potrafiłam w tej chwili spojrzeć mu prosto w oczy, więc rozwinęłam
koc i owinęłam ciało chłopaka patrząc na swoje trzęsące się ręce. Czułam jego
wzrok na sobie, ale starałam się go kompletnie ignorować. Jak długo jednak będę
to robić? W końcu muszę stawić temu czoła. Lepiej później niż wcale. Poczułam
jego dłonie na moich nadgarstkach. Nie, nie jestem jeszcze gotowa. Spojrzałam w
jego zielone czy, a momentalnie zaschło mi w gardle.
To nigdy nie
powinno mieć miejsca. Nie powinnam była go wpuszczać wtedy domu, prowokować go,
czy wdawać się w jakieś rozmowy. Mogłam traktować go jak każdego, z którym się
przespałam. Jedna noc, udawać, że nic się nie stało i żyć dalej. Jednak ktoś wolał inaczej. Pewnie Ci teraz
wesoło tam do góry? Za jakie grzechy?
-Nie
uciekniesz od tego.
Zbierało mi
się na płacz, a w gardle uformowała mi się wielka kula uniemożliwiająca
cokolwiek powiedzieć. Odwróciłam wzrok, starając się ochłonąć, jednak na marne.
-A co jeśli
już uciekłam?- mówiłam łamiącym się głosem.
Chciałam
brzmieć przekonująco, jednak to się nie udało, zaprzeczając tym swoje własne
słowa. Niech to szlak weźmie.
Pokręcił
głową, lekko się uśmiechając. I czemu on się uśmiecha? Nic w tym zabawnego, a
wręcz przeciwnie. To jest tragiczne! Jego tu nie powinno w ogóle być, a ja
dawno spałabym jak aniołek.
-Wmawiasz to
sobie, by poczuć się lepiej.- puścił moje nadgarstki, przenosząc dłonie na moją
twarz.
Przez ciało
przeszedł mnie dreszcz, przez jego zimne ręce, ale i tak przymknęłam oczy
rozkoszując się jego dotykiem. Czułam jakby mi tego cholernie brakowało. Spod
powiek wypłynęło kilka łez, które brunet szybko starł kciukami.
Miał rację,
całkowitą. Chciałam czuć się lepiej, zapominając o nim i żyć dalej, beztrosko
jak kiedyś. Oszukiwałam sama siebie myśląc, że mi się udało, a jednak to było
zwykłe złudzenie. Każda mała rzecz mi o nim przypominała, a wzięcie na siebie
więcej pracy nic nie dało. Jedynie pogorszyło sprawę. Nic mi nie wychodzi i nie
mogę się skupić na jednym. Sądzę, że Matt powoli zaczyna się niepokoić i myśleć
nad zwolnieniem z pracy nad nową kolekcją. Nie może mi tego zrobić. To miała
być moja pierwsza tak duża kolekcja, w całości wykonana przez ze mnie. Otwarłam
oczy i zauważyłam, że moje dłonie były mocno zaciśnięte na kocu, którym okryłam
chłopaka. Czułam się załamana. Miałam ochotę upaść na ziemię i szlochać tak głośno jak się da.
Potrzebowałam pozbyć się tego z siebie, pokazać jak mi z tym wszystkim źle.
Zagryzłam
wewnętrzną stronę policzka, łapiąc za dłonie chłopaka i ściągając je ze swojej
twarzy.
-Zrobię
herbaty.- przeraziłam się własnego głosu, ponieważ strasznie drżał.
Ze mną było
już naprawdę źle.
-Nie trzeba.
– splótł nasze palce i pociągnął w stronę łóżka. Byłam już wszystkim zmęczona.
Marzyłam o śnie, ale po tym nie wiem czy zasnę z łatwością. – Pogadamy jutro
jak odpoczniesz. –przetarłam ręką zmęczoną twarz, zgadzając się na jego
propozycję.
Położyliśmy
się na łóżku, okrywając pościelą. Odwróciłam się tyłem do Harry’ego, wtulając
się w poduszkę. Nie miałam odwagi się do niego przytulić, jednak on nie miał z
tym żadnych problemów. Objął mnie w pasie i przycisnął moje plecy do jego
torsu. Zadrżałam na jego ruch, zamknęłam oczy i wypuściłam z ust drżący oddech.
-Dobranoc. –
szepnął, a po chwili poczułam jego ciepłe wargi na moim karku.
Zacisnęłam
dłoń na pościeli. Każda czułość z jego strony jakby mnie paliła. Czuję jakbym
na to nie zasługiwała. I przecież tak jest. Bawiłam się nim do jasnej cholery,
on powinien mnie nienawidzić, a nie kochać!
-Dobranoc. –
odpowiedziałam cicho.
Długo nie
spałam, patrząc w jeden punkt przed de mną.
Rano obudził
mnie telefon wibrujący na szafce nocnej. Mruknęłam niezadowolona z zbyt
wczesnej pobudki. Sięgnęłam po urządzenie i z przymrużonymi oczami przyjrzałam
się najpierw godzinie. 6:49. Czy jego pojebało, by o mnie o tej godzinie
dzwonić? Przejechałam palcem po ekranie odbierając połączenie.
-Tak, Matt?
–starałam się mówić niezbyt głośno, a głos miałam zachrypnięty.
Delikatnie i
powoli, wstawałam z łóżka nie chcąc obudzić chłopaka.
-Boże,
brzmisz jakbyś nie spała całej nocy.- a
żebyś wiedział Mruknęłam w myślach, biorąc zakładając kapcie i biorąc do
ręki dużą bluzę. –Mam pytanie. Jesteś zajęta około 10 do 12? – zanim wyszłam na
taras, spojrzałam jeszcze na śpiącego bruneta.
Musze z nim
pogadać w końcu. Nie mogę tego ciągle odkładać, bo będzie mnie męczył jeszcze
przez długi czas.
-Musze coś
ważnego załatwić. –zamknęłam za sobą drzwi od tarasu.
Dokończyłam
rozmowę z Williamsonem na tarasie, siedząc na huśtawce i przyglądając się wschodowi
słońca. Otulałam się bardziej bluzą jednak nie do końca dawała mi wystarczająco
dużo ciepła. Odłożyłam telefon obok siebie, nie odrywając wzorku od widoku. Wróciłam
wspomnieniami do mojej pierwszej miłości, która była jednocześnie bajką i
koszmarem. Kiedy to młoda i głupia nie widziałam świata poza nim. Był tylko o
parę centymetrów wyższy. Miał wysportowane ciało, spowodowane ciągłą grą w
piłkę nożną, jak i w klubie oraz z kumplami. Jego włosy były czarne, jak
węgiel, krótko ścięte oraz dobrze ułożone. Sposób jaki przeczesywał palcami
włosy wprawiał mnie w zachwyt. Duże, brązowe oczy zawsze lśniły i zapierały mi
dech w piersiach, a kształtne czerwone usta, kusiły swoim smakiem. Jego
pocałunki powodowały u mnie gęsią skórę i watę zamiast kolan. Był dla mnie
ideałem, księciem na białym koniu, bed boy’em, bezczelnym słodziakiem,
romantykiem, kimkolwiek zechciałam. Ignorowałam przyjaciółki, które mnie
ostrzegały. „On Cię wykorzysta i
zostawi”, „Chce tylko sexu” –powtarzały. Nie słuchałam. Byłam zaślepiona,
jakby założył mi klapki na oczy. ‘Chodziliśmy’ ze sobą 3 miesiące. To dłużej
niż przewidywała Dorothy. Pokłóciliśmy się i to ostro. Pod wpływem wykrzyczał mi prosto w twarz, że chciał
jedynie sexu. Słów nigdy nie cofnął. Starłam łezkę, która spłynęła mi po
policzku. Pierwszy raz zostałam tak mocno skrzywdzona i powiedziałam sobie, że
już więcej nie pozwolę, by był następny raz. Od tamtej pory z nikim się nie
związałam tak na poważnie, z zaangażowaniem.
Czy całe
moje życie to jedynie gra o sex? Tylko to się w nim liczy? Ja nie chce
przechodzić przez to samo. To było całkiem fajne na początku, a teraz jest
bolesne. Żyć ze świadomością, że się kogoś tylko wykorzystało, by sobie ulżyć,
po czym porzucić jak skarpetkę, do której nie ma pary. Czemu jednak dopiero
teraz to dostrzegłam? Czyżby brunet był dla mnie kimś więcej? Odruchowo
spojrzałam w stronę skąd weszłam na taras. Widziałam jedynie część sylwetki
chłopaka, który nadal spał. Może to głupie i śmieszne, ale przy nim doznałam
nowych doznań. Prychnęłam lekko pod nosem i spojrzałam na swoje dłonie, które
bawią się rąbkiem bluzy. Już nic nie będzie takie samo. Może to dobry czas na
zmiany. Nabrać nowych nawyków, które nie będą niszczyć mi życia. Poznać nowych
ludzi, którym będzie na tobie zależeć, a nie tylko gdy czego od Ciebie chcą.
Otworzyć się przed kimś…
-Długo nie
spisz? –moje myśli przerwał ochrypnięty głos, który sprawił, że przeszły mi
ciarki po plecach.
Odwróciłam
głowę w stronę chłopaka, który opierał się o framugę i przyjrzałam się jak jego
opalona skóra na torsie lśni od promieni wschodzącego słońca, a tatuaże wydają
się jeszcze bardziej ciemniejsze. Cholerny grecki Bóg. Zauważyłam też, że
założył swoje spodnie. Pewnie jego ubrania już wyschły.
-W ogóle nie
spałam. – głęboko westchnęłam i podkurczyłam do siebie nogi, owijając je
ramionami. Odsunął się od drzwi i podszedł kilka kroków w moją stronę, by po
chwili zając miejsce obok. –Będziesz chory. –stwierdziłam, przyglądając się jak
jego kąciki ust idą lekko w górę.
Fajnie
żartować sobie z własnego zdrowia. Brawo, Styles.
-Troszczysz
się o mnie? –spojrzał na mnie wyraźnie zadowolony. Przewróciłam oczami i
oparłam brodę o kolana. Nie chciało mi się w nim wdawać teraz w słowne
przepychanki, jestem zmęczona i nie wymyśliłabym nic sensownego. –Wiesz, to całkiem miłe, że mnie wczoraj
wpuściłaś, a nie zostawiłaś, choć mogłaś.
-A później
dostać nakaz sądowy za spowodowanie uszczerbku na zdrowia, przez który nie
możesz śpiewać. Nie dzięki. –zaśmialiśmy się jednocześnie, a ja usiadłam
bardziej przodem do chłopaka.
Przegarnęłam
włosy do tyłu, które i tak zaraz znów opadły mi na twarz. Chciałam to poprawić,
ale przeszkodziła mi w tym duża dłoń chłopaka, który zgarnął mi je za ucho.
Całe moje ciało zesztywniało, pod wpływem jego dotyku. Opuszkami palców
przejechał jeszcze po moim policzku i od razu zabrał dłoń jakby się poparzył.
Chciałam ją chwycić, ale momentalnie strzeliłam się w myślach z liścia. Boże,
to wszystko jest jakieś dziwne… Starałam
się udać, że wszystko nadal w porządku. Odchrząknęłam, by móc się odezwać.
-To co
wczoraj… - zaczęłam nie pewnie.
-Tak. - kiwnął
głową.
Zwilżyłam
koniuszkiem języka usta, a oddech mi lekko przyspieszył. Nadal czasami miałam
nadzieje, że to sen, z którego zaraz się obudzę. Jednak już tak wiele razy się
szczypałam, że na ręce pozostały mi czerwone plamy jak po ugryzieniu komara. On
się zakochał. I co ja mam teraz zrobić? Rzucić się mu na szyję i zacząć
całować? Nie w moim stylu i w ogóle nie pasuje do sytuacji. Czemu to musi być
takie trudne?
Westchnęłam
i wstałam z huśtawki, a on jedynie mi się przyglądał. Postanowiłam wziąć te
rozmowę bardziej w luźniejszy sposób. Chociaż postaram się tak zrobić, ale nie
wiem czy mi wyjdzie. Postawiłam jedną stopę na mokrej od rosy trawie, która od
razu zaczęła mnie łaskotać. Uśmiechnęłam się lekko na to uczucie.
-Wiesz,
Harry. Życie to nie jest jakiś pierdolony film romantyczny, a zwłaszcza moje.
–spojrzałam na niego, przez chwilę, by zobaczyć, czy w ogóle mnie słucha. –Moje
bardziej przypomina „To tylko sex” z Milą Kunis i Justin’em Timberlake. - uniósł
brwi na moją sugestię.
No może nie
do końca tak jest, ale wie o co mi chodzi. Nie chce się angażować w coś co nie
ma przyszłości. Po co w ogóle się wiązać jak i tak większość czasu spędzimy z
dala od siebie, a jak już się spotkamy to i tak pewnie wylądujemy w łóżku. Już
lepiej by zostało tak jak jest, bez jakiś bzdurnych, zawracających tylko głowę
romantycznych randek, słodkich słówek, czy czegokolwiek co się robi jak się z
kimś chodzi. Może dla wielu to marzenie, związać się z kimś na stałe, ożenić
się czy wyjść za mąż, mieć wspólny dom, dzieci i dożyć starości. Dla mnie to
pierdolenie o Chopinie. Tyle się naoglądałam zdrad i rozwodów w mojej branży. I
jestem pewna, że ze mną będzie podobnie. Znudzę się i wymienię go na kogoś
innego, jak samochód 5 miesięcy temu.
Odwróciłam
się i podeszłam do płotu, by powąchać kwiaty sąsiadki. Miała czerwone róże,
które zachwycały swoim kolorem i wielkością. Zaciągnęłam się ich pięknym
zapachem, przymrużając oczy i oddając się chwili. Kwiat przez chwilę sprawił,
że byłam gdzie indziej. Daleko stąd, a konkternie w ogrodzie babci, która miała
nie tylko róże, ale i mnóstwo innych rodzajów, które zachwycały oko nie
jednego. Zapach tulipanów i żonkili mieszał się z wonią hiacyntów oraz fuksji.
Również piękne astry i bodziszki, znalazły w nim miejsce. Tyle ile
przesiedziałam w tym pięknym ogrodzie nie da się zliczyć. Kiedy tylko przyszedł
maj, pachniało w nim przepięknie i cieszyłam się jak głupia, dziękując, że jako
jedyna z rodzeństwa nie jestem na nic uczulona. Siedziałam na ławeczce, którą
zrobił dla mnie dziadek, wiedząc jak bardzo lubię tam przesiadywać. Oni sami
korzystali z tego miejsca wspominając dawne dzieje.
-Czemu tak
bardzo boisz się zakochać? – odezwał się sprowadzając mnie z powrotem i
przypominając mi o swojej obecności.
Tępo
patrzyłam na płatki róży, jakbym starała się je wszystkie policzyć. Ścisnęło
mnie w gardle, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Wspomnienie znów wróciło, wiercąc
mi dziurę w sercu powodując ból nie do zniesienia. Przed oczami przelatywał mi
obraz tamtego chłopaka oraz wspólnie spędzonych chwil. Jednak jego twarz
mieszała mi się z twarzą Harry’ego. Ich uśmiechy, ich oczy, ich sylwetka. Totalnie się od siebie różnili. Bałam się
znów przeżyć to samo, znów usłyszeć te słowa. „Chciałem tylko sexu! Jesteś nic nie watrą suką.” Słowa huczały w
mojej głowie, a ja myślałam, że zaraz oszaleje. Co jeśli znów się otworzę, a on
wyrwie mi serce tak jak poprzedni? Każdy facet jest przecież taki sam, bez
wyjątków.
Przełknęłam
ślinę i wzięłam głęboki wdech wciągając przyjemną woń poranka. Słonce już nie
świeciło swoją pomarańczową poświatą, tylko rozjaśniało okolicę oraz powoli
rozgrzewało powietrze. Ptaki śpiewały, a
motyle budziły się, by krążyć wokół kwiatów sąsiadki, które otwierały swoje kielichy,
by podzielić się swoim nektarem z owadami. Starłam łzę samotnie spływającą po
policzku i odwróciłam się do chłopaka, chowając się za maską obojętności.
-Czemu w
ogóle Ci na mnie zależy? –odpowiedziałam pytaniem na pytanie – Przecież Cię
skrzywdziłam, dałam powody do nienawiści. –dodałam.
Chłopak
prychnął pod nosem i przejechał językiem po ustach. Jęknęłam wewnętrznie,
czując jak drżę na wspomnienie jego ust, wyznaczające linię pocałunków po mojej
szyi. Zdradzieckie ciało. Nikt tak jak on nie wykorzystywał mojego słabego
punktu pod uchem, powodując u mnie wiotkie nogi na których nie mogę ustać. Wstał
i z schodząc z tarasu kierował się do mnie.
-Jak dobrze
wiemy od miłości do nienawiści dzieli tylko cienka nić. –podszedł do mnie,
wpatrując się tymi zielonymi jak szmaragdy oczami w moje.
Ustawił się
tak, że widziałam jakby promienie słońca próbowały wplątać się w jego włosy,
uśmiech nie schodził mu z twarzy, pokazując swoje perłowe zęby i te piekielne
dołeczki. Miałam nagle ochotę zdzielić mu w twarz, a później w sobie by się
ogarnąć. Ale nie potrafiłam. Przed de mną stał chłopak, któremu w jakimś
stopniu na mnie zależy. Chce bym poczuła w końcu co to jest miłość i to nie tą
rodziną, którą już znam. Jego dłoń znalazła się na moim policzku, delikatnie go
gładząc. Przymknęłam oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepłem jego dłoni.
Zaprzeczałam sama sobie i chyba dalej już tego ciągnąć nie mogłam. Zaraz
eksploduje. Wykorzystał, chwilę kiedy na niego nie patrzyłam, pochylając się
bardziej. Czułam jego oddech, który plątał się z moim, a po chwili jego usta
muskające moją wargę. Już po mnie, gdyż w brzuchu coś zaczęło mnie łaskotać.
Obudziły się we mnie motyle, które za wszelką cenę próbowałam przez wiele lat
ignorować. Tekst jak z jakieś opery mydlanej. Otwarłam oczy patrząc prosto w te
zielone.
-Nie zmuszam
Cię do niczego, to twoje życie. –druga jego dłoń chwyciła moją, mocno ściskając
– Choć chciałbym być jej częścią.
Spojrzałam,
przez chwilę na moją rękę, która dosłownie zniknęła w dużej dłoni Harry’ego. Nie wytrzymałam. Wyrwałam się z jego uścisku i minęłam go robiąc parę kroków przed siebie, zatrzymując się dopiero metr przed tujami. Wplotłam palce we włosy ciągnąc za nie starając się uspokoić kłębiące myśli. Odwróciłam się do niego, przyglądając się jego spokojnej minie. Jak on może być w tej chwili taki wyluzowany? Moje serce szaleje, oddech przyspiesza, a z oczu zaraz poleje się potok łez.
Zbierałam się, żeby coś powiedzieć. Nie koniecznie miłego. Wzięłam głęboki oddech starając się zapanować nad ciałem.
-Tylko przyjaciele, Harry. - powiedziałam łamiącym głosem. - Wybacz. - szepnęłam, już bardziej do siebie spuszczając głowę.
Nie miałam sił spojrzeć na jego twarz. Pełną rozczarowania i smutku.
-Dobrze. -podniosłam wzrok, widząc jak podchodzi do mnie następnie zamykając mnie w uścisku. Ostatni raz zaciągnęłam się przyjemnym zapachem jego skóry i przejechałam dłonią po jego napiętych mięśniach po plecach, czując przyjemne ciepło bijące z jego ciała. Dość długo trwaliśmy w uścisku, aż ja nie odsunęłam się, zgarniając kosmyk włosów za ucho- Co powiesz na śniadanie, przyjaciółko? - specjalnie podkreślił ostatnie słowo.
Zaczerpnęłam powietrza ukrywając jak rozpadam się na kawałki i wysiliłam się na najlepszy uśmiech jak potrafiłam zrobić. Kiwnęłam głową, a później udaliśmy się do kuchni przygotowywyując śniadanie. Czy było nie zręcznie? Oczywiście. Lecz później zdaliśmy sobie sprawę, że tak musi być.
Just friends...
Zbierałam się, żeby coś powiedzieć. Nie koniecznie miłego. Wzięłam głęboki oddech starając się zapanować nad ciałem.
-Tylko przyjaciele, Harry. - powiedziałam łamiącym głosem. - Wybacz. - szepnęłam, już bardziej do siebie spuszczając głowę.
Nie miałam sił spojrzeć na jego twarz. Pełną rozczarowania i smutku.
-Dobrze. -podniosłam wzrok, widząc jak podchodzi do mnie następnie zamykając mnie w uścisku. Ostatni raz zaciągnęłam się przyjemnym zapachem jego skóry i przejechałam dłonią po jego napiętych mięśniach po plecach, czując przyjemne ciepło bijące z jego ciała. Dość długo trwaliśmy w uścisku, aż ja nie odsunęłam się, zgarniając kosmyk włosów za ucho- Co powiesz na śniadanie, przyjaciółko? - specjalnie podkreślił ostatnie słowo.
Zaczerpnęłam powietrza ukrywając jak rozpadam się na kawałki i wysiliłam się na najlepszy uśmiech jak potrafiłam zrobić. Kiwnęłam głową, a później udaliśmy się do kuchni przygotowywyując śniadanie. Czy było nie zręcznie? Oczywiście. Lecz później zdaliśmy sobie sprawę, że tak musi być.
Just friends...
________________________________________________
To ostatni part 'Bez zobowiązań...' Jak wrażenia? Miło się czytało? Piszcze w komentarzach.
Możliwe, że to nie koniec historii Moo i Hazzy. Możliwe, że jeszcze coś opublikuje, ale nie jestem do końca tego przekonana.
Kolejny #Furious prompt się pisze, ale potrzebuje czasu. Wiecie szkoła itp. oraz ciężko mi przejść z jednej sceny na drugą. Muszę jakoś to rozplanować. :)