piątek, 17 października 2014

Bez zobowiązań... part 4

Blue i Styles na hotelowym basenie.
Wow! To trwa naprawdę długo. Oboje są właśnie w jednym z lepszych hoteli w LA. Przypadek? My tak nie sądzimy, mimo iż przez pierwsze dni bawili się osobno. Muzyk z przyjaciółmi w klubach, a projektantka na zakupach z żoną Fransico Lachowski. Modowe gazety i blogi ostatnio huczały od wtorkowego wyjścia Blue. Przechodziła po Beverly Hils oraz Roden Drive w nowej sukni z kolekcji Matthew’a Williamson’a. Długa do ziemi charakterystycznym ornamentem. Wyglądała w niej zjawiskowo, bez dwóch zdań. Nic dziwnego, że Styles nadal próbuje o jej względy. Zawzięty jest. Jednak dziewczyna odrzuca zaloty i stara się dalej być wolna oraz nie zależna. Podobno praca jest dla niej znacznie ważniejsza niż związki. Ciekawe jak ta teza długo się utrzyma.
Ich drogi  zeszły się dopiero w środę na hotelowym basenie. Brunet ratował dziewczynę z opresji. DOSŁOWNIE! Moni została wrzucona do basenu przez jednego z zalotników, mimo próśb i krzyków, że nie potrafi pływać. Przez chwilę było strasznie, dopóki nie pojawił się Styles i uratował ją. Romantyczne, co nie? W galerii znajdziecie zdjęcia jakie udało nam się zdobyć z tego zdarzenia.
Słodka z nich para.
Jak sądzicie długo będzie się ciągła ta gra, czy może w najbliższym czasie poinformujemy was o oficjalnym zejściu?

Po długim treningu w hotelowej siłowni, poszedłem się odświeżyć i przebrać. Przez noc nie mogłem przestać myśleć wczorajszej rozmowie z barmanką. Nawet nie wiecie ile osób stoczyło się w tej branży z powodu stresu, by wytrzymać presje sięgają po różne świństwa. Nie chce by ona tak skończyła. Taki talent nie może się zmarnować.
Chowając głowę pod kaptur bluzy oraz wychodząc z siłowni, usłyszałem muzykę. Rozejrzałem się, dostrzegając uchylone drzwi do salki z lustrami. Pomyślałem, że może grupa taneczna właśnie ma zajęcia, więc bez większego zainteresowania poszedłem dalej. Jednak gdy kątem oka zauważyłem tylko jedną osobę, momentalnie się zatrzymałem spoglądając przez szparę. Znana mi bardzo dobrze zgrabna sylwetka poruszała się w rytm muzyki. Bardzo dynamicznie i wręcz chaotycznie, jak na złamanie karku, jednak z gracją. Wyglądała jakby chciała wywalić z siebie wszystkie negatywne emocje.
Oparłem się o framugę, przyglądając się jej ciału w czarnych, dresowych ¾ spodniach oraz sportowym staniku koloru błękitu. Zupełnie ignorowała fakt, że włosy zasłaniały jej jakikolwiek widok. Choć i tak pewnie oczy miała zamknięte starając się wsłuchać w muzykę. Spojrzałem na nie wielkie głośniki, a do nich przyczepiona była pomarańczowa mp4. Właśnie leciało ‘DJ Got Fallin’ In Love’ Usher’a i Pittbul’a. To chyba jej  ulubiona piosenka, bo dość często cytuje ją na twitterze.
Usłyszałem nagle huk i jęknięcie. Odwróciłem głowę, a Moni leżała teraz na ziemi podpierając się rękami i szybko oddychając. Odłożyłem torbę, następnie podbiegłem do niej, złapałem ją za ramiona i pomogłem wstać. Podniosła głowę, obdarzając mnie zaczerwienionymi od płaczu oczami.
-Co ty tu robisz?- jej głos lekko drżał, więc odchrząknęła.
Stanęła na równych nogach od razu się ode mnie odsuwając, podchodząc do odtwarzacza i wyłączając muzykę.
-Jestem na wakacjach. –uśmiechnąłem się, nie spuszczając z niej wzroku. Prychnęła, kręcąc głową i łapiąc za butelkę.  - Płakałaś. – bardziej stwierdziłem niż spytałem.
Moni jedynie odwróciła się do mnie tyłem, upijając łyka wody. Jej cisza była dla mnie potwierdzeniem.
-Moni…
- Skończmy to. –wcięła mi się w słowo, odwracając przodem do mnie. – Tę grę. To już poszło za daleko, a dalszej przyszłości to nie będzie miało. Każdy z nas ma pracę na której nam zależy. – założyła torbę na ramię.
- Nie szukaj argumentów w pracy. –odpowiedziałem szybko, patrząc na nią z niedowierzaniem na jej słowa.
Ona chce od tak po prostu to zakończyć, a to był jedyny sposób bym mógł być przy niej blisko. Nic nie poradzę, że się od niej dosłownie uzależniłem. Zawsze powoduje u mnie burzę przyjemnych uczuć, których chce więcej.
-Moni, proszę. –starałem zagrodzić jej drogę.
Spojrzała na mnie niebieskimi tęczówkami, które zdradzały smutek. Oczy prawdę Ci powiedzą. Poczułem jej drobną dłoń na moim policzku. Jej dotyk jest tak przyjemny, że starałem się wtulić bardziej w jej dłoń, by go zapamiętać kiedy go zabraknie. Już nie będzie tego przyjemnego prądu w ciele pod wpływem jej bliskości. Już nie będę więcej czuł te fantastyczną woń jej perfum. Koniec z pocałunkami dające mi powody do szczęścia.
Starając się być odrobinę wyższa, stanęła na palcach. Pochyliłem się i złączyliśmy nasze usta w słodkim, spokojnym i ostatnim pocałunku. Czułem jak coś mnie rozbija na miliony kawałków.
-Żegnaj, tygrysie.- zawsze kiedy tak mówiła, mruczałem zabawnie, ale dziś nie miałem na to ochoty.
Chciała się uśmiechnąć, ale chyba nie wie, że wyszedł z niej z tego grymas. Minęła mnie i wyszła z salki. Przekląłem głośno, przeczesując palcami włosy. I gdzie, kurwa, moje gadanie, że sobie nie odpuszczę? Że zdobędę ją za wszelką cenę? No gdzie? W dupie! Byłem zły i załamany jednocześnie. Czułem jakby ktoś zabrał mi połowę mnie.  Złapałem za swoją torbę i wybiegłem za dziewczyną, ale jej już nie było. Zniknęła jak kamień w wodę. Podniosłem wzrok ku górze, pytając Boga czemu tak to wszystko zaplanował. Czy ja nigdy nie mógłbym poznać normalnej dziewczyny?

Nagle ktoś mocno szturchnął mnie z ramienia, aż cofnąłem się o parę kroków. Przyjrzałem się typowi i rozpoznałem w nim ‘pana z palyboy’a’, który próbował utopić Moni. Jeśli nadal jest nią zainteresowany to proszę bardzo, droga wolna. Ja już i tak jestem poza „grą”. 
__________________________________________________________________________
-Naprawdę mogłabyś to zrobić? – po raz setny chyba słyszę to pytanie. Jak za pierwszym razem się zgodziłam to chyba pewne, że to zrobię i powinno to do niego dotrzeć, ale taki jest Matt. – Nie chciałbym Ci psuć wakacji.
Przewróciłam oczami na jego słowa.
-Jestem już w hurtowni, zamówię te materiały. Dotarło w końcu? –odpowiedziałam przechodząc przez próg sklepu z materiałami.
Ostatnio na zakupach ze Stellą zauważyłam tu fajny materiał w kwiaty i pomyślałam, że Williamsowi się spodoba, więc wysłałam mu zdęcie. Nie myliłam się. Właśnie tu wracam, by zamówić dostawę tego materiału do Londynu. Mam nadzieje, że uda się to załatwić. Pomyślę jeszcze o innych wzorach, ponieważ mają tu naprawdę wspaniały wybór i jest w czym przebierać. Pokazałam pani sprzedawczyni by chwilkę poczekała, aż skończę rozmawiać z nadopiekuńczym Matthew’em. Ciągle papla i papla o moich wczasach, że powinnam się bawić i odpoczywać, a nie zajmować się pracą. Już się wybawiłam (poczuj ten sarkazm). Mam dość i chce wracać do domu. Tam mogę sobie odpocząć jeden dzień i wrócę do pracy.
Po skończonej rozmowie, odwróciłam się do brunetki w moim wzroście, na pewno parę lat starszej i zaczęłyśmy uzgadniać kupno i dostawę materiałów. Na szczęście ich firma, jest w stanie wysłać bele do Londynu. Jestem w siódmym niebie. Nie potrzebie wcześniej się tym zamartwiałam. Chyba częściej będę tu zamawiać. Wzięłam od nich wizytówkę z numerem i adresem strony internetowej. Przecież nie będę to przylatywać tylko po to by zamówić materiały. Po zapłaceniu, podziękowałam i wyszłam z hurtowni, kierując się do hotelu, gdzie miałam zamiar zacząć się pakować.
Gdy już tam dotarłam, wyciągnęłam walizkę i układałam do niej po kolei moje ubrania. Nie byłam jednak sama. Był ze mną Francisco. Jest tu, ponieważ mieliśmy iść dziś na festyn, ale nie miałam na to zbytnio ochoty. Myślałam jedynie o swoich 4 kątach, mojej pościeli oraz ciszy. Jakoś nie ciągnęło mnie dziś do głośnej muzyki i tysiąca mi nieznanych osób.
-Moo, proszę. Pojedziesz jutro. Chodź z nami, błagam.- spojrzałam na niego, kiedy ze błagalnym wzrokiem przeszywał mnie na skroś.
Niech go szlak. Dobrze wie jak ten wzrok na mnie działa. Brakuje mu jeszcze wydętej wargi jak u słodkiego psiaka i pęknę.
-Francisco, dobrze wiesz czemu chce już wracać. – mówiłam, starając się uniknąć jego wzroku pakując swoje rzeczy, dopóki nie poczułam dłoni na swoich zatrzymując mnie.
-Serio pozwolisz, by jakiś koleś zepsuł Ci zabawę? – przełknęłam ślinę, czując gulę w gardle i ścisk, a w oczach zaczęło się zbierać przezroczysty płyn.
Ostatnio mocno się pogubiłam. Już nie wiem co się dzieje i jak mam to wszystko powstrzymać, by nie powodować więcej bólu sobie i innym.
Poczułam silne ramiona otulające moje ciało. Nie wytrzymałam i rozpłakałam się. Tak długo to wszystko w sobie dusiłam, że aż pękłam. Mimo iż czułam wsparcie ze strony przyjaciela, nie potrafiłam szybko się opanować. Był jednak cierpliwy, uspakajając mnie miłymi słowami. Trochę mi to pomogło, ale tylko trochę. Nie wiem czy jednak jestem wstanie iść na ten festyn. Skakać i bawić się w rytm muzyki, kiedy w sercu mam wbite miliony szpilek. Mogłabym spróbować i chociaż sprawić radość parze. Wzięłam głęboki wdech, odsuwając się od bruneta i pokierowałam się do łazienki, by obmyć twarz.
-To pójdziesz z nami?- krzyknął z sypialni. Chlusnęłam wodą w twarz, czując przyjemny chłód oraz jak reszta makijażu spływa mi po policzkach. Złapałam za wacik mocząc go mleczkiem do demakijażu usuwając czarne zacieki.- Moo? –zauważyłam go w lustrze, jak opiera się o framugę drzwi.
-Pójdę. –wyrzuciłam wacik i opłukałam znów twarz, następnie łapiąc za ręcznik, wycierając się w niego. Kiedy spojrzałam na kumpla, uśmiechał się od ucha do ucha. – Ale pod jednym warunkiem. –odwiesiłam puchaty materiał na wieszak – Będziesz musiał mnie od czasu do czasu mocno przytulał. – wydęłam wargę, robiąc minę smutnego pisaka.
Zaśmiał się i podszedł do mnie, by znów mnie przytulić. Wtuliłam się jak tylko mogłam.
-Oczywiście. To szykuj się, a ja pojadę po Stellę i Cię odbierzemy. –kiwnęłam głową na zgodę.
Cmoknął mnie w czoło i szybko udał się do wyjścia, po drodze wyciągając telefon, pewnie by zadzwonić do  żony oraz reszty ekipy. Jak zwykle nie znałam tej reszty.
Starałam się doprowadzić do stanu użytku i normalności. 20 minut siedziałam w łazience, po czym postanowiłam wyciągnąć z walizki haftowaną sukienkę, brązowe botki oraz torebkę z mnóstwem frędzelków.


Początek festynu nie zapowiadał się najlepiej. Nie miałam ochoty tu być, a ludzie z którymi przyjechaliśmy byli mi totalnie obcy. Jeden nawet próbował podrywu, ale skutecznie uniemożliwiłam do siebie dostęp. Zero odzewu z mojej strony.
-Skarbie, co się dzieje?- usłyszałam ciepły głos Stelli.
Odwróciłam się zabierając od niej moje piwo sokiem pomarańczowym. Pomyślałam, że po alkoholu  poczuje się lepiej i wyluzuje trochę.
-W porządku, Stella. –upewniłam ją, uśmiechając się na miarę moich możliwości.
Pociągnęłam łyka ze słomki, a słodko-kwaśny smak rozlał się w moim gardle.
Ludzie wokół mnie świetnie się bawili przy zespole, którego nazwy nie mogę zapamiętać. Skaczą, krzyczą, kiwają się w rytm muzyki. Niektóre dziewczyny siedzą na ramionach swoich chłopaków, by mieć lepszy widok na scenę. Wszyscy piją najróżniejsze napoje procentowe i się luzują, a ja nadal nie potrafię. Bawiłam się ciągle słomką rozglądając się po tysiącach twarzach nie wiadomo po co. Żeby robić dobre wrażenie zaczęłam się kiwać na boki w rytm muzyki, by nie dać powodów do zmartwień Stelli czy Francisco.
Nadal przeglądając tłum bawiących się ludzi rozpoznałam w nim Eleanor Calder, dziewczynę Louis’a Tomlinson’a. Westchnęłam głęboko, uświadamiając sobie, że jeśli oni są to on również.  Może nie podejdą, więc skup się na tym co opowiada jeden z kumpli Lachowskiego. Nie jest to zbytnio ciekawe, ale musiałam stwarzać chociaż pozory, że słucham.
-Moni! – na charakterystyczny i rozradowany głos Tomlinson’a aż się wzdrygnęłam i lekko zachłysnęłam napojem.
Serio myślałam, że mnie nie zauważą.
Odkaszlnęłam parę razy i odwróciłam się do dwójki idącej w moim kierunku. Na ich twarzach gościły wielkie uśmiechy, ale brunetka wydawała się bardziej skrępowana. Przyjrzałam się jej bardziej i chyba rozumiem dlaczego. Miała sukienkę mojego projektu. Uśmiechnęłam się lekko, gdyż dziewczyna wyglądała w niej naprawdę ślicznie. Idealnie podkreślała jej troszkę wyższą sylwetkę ukazując długie zgrabne nogi.
-Blue, nie spodziewałem się tu Ciebie. –uśmiechnął się szeroko.
Ciekawe, czy już wie co się stało pomiędzy mną i jego przyjacielem? Raczej nie, bo nie był by teraz dla mnie taki miły.
Zrobił krok w moją stronę, zamykając mnie w przyjacielskim uścisku.
-To tak jak ja Ciebie, Tomlisnon.
-Poznaj moją dziewczynę Eleanor. –wskazał na brunetkę.
Podeszłam do niej i również lekko ją uścisnęłam.
-Miło Cię poznać. –odsunęłam się i przyjrzałam się jej bardziej uważnie. –Pasuje do Ciebie idealnie. –uśmiechnęłam się szerzej.
Fakt, że ktokolwiek nosi moje ubrania to szczęście, a tym bardziej jeśli są to osoby, które jak byłam młodsza wzorowałam się na nich. El ma styl prostej, zwykłej dziewczyny, ale z klasą. Lubi się ubierać w to co wygodne. Na niej i na Danielle wzorowałam się w większości moich projektów.
-Mi również i dziękuje. –wydawała się lekko uspokoić od mojego komplementu.
-Co was do mnie sprowadza?
-Prośba. –zaczęła brunetka, na co zmarszczyłam brwi – Za 2 miesiące dla mojej rodziny jest ważna uroczystość, a ja nie mogę znaleźć odpowiedniej sukienki na ten dzień. –odparła smutno.
-Chcesz, żebym zaprojektowała Ci ją?
-Było by genialnie.  –uśmiechnęła się. - Oczywiście zapłacie za to. –dodała szybko.
-Nie chce pieniędzy, zrobię to z wielką przyjemnością.
Eleanor tak się ucieszyła, że jeszcze raz mocno mnie uścisnęła, powtarzając ciągle w kółko podziękowania. Zaśmiałam się cicho, starając się jeszcze nie wylać przez przypadek mojego soku z piwem. Postanowiłam się z nią umówić jak najszybciej, więc wyciągnęłam telefon otwierając aplikacje kalendarz, uzgadniając z brunetką datę.
-Mieliście na mnie czekać przy… -podniosłam na chwilę głowę, by spojrzeć na Harry’ego, który zbliża się z trzema kupkami napojów.
Nie dokończył swojego zdania, przyglądając mi się z szokiem wymalowanym na twarzy. Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam wzrokiem do organizatora. Czułam jakby mi ktoś walnął w twarz, aż zbierało mi się na płacz. Zachowuję się jakbym z nim zerwała, mimo iż nie byliśmy w ogóle razem. Starałam się stać nie wzruszona i uzgadniałam z Eleanor spotkanie.
-Sorry, Hazz. El chciała pogadać z Blue. –  Tommo odebrał od niego dwa kubki, a on jedynie kiwnął głową.
-Okay, to wtorek o 15 u mnie w firmie, adres masz. – zapisałam, spoglądając na dziewczynę która kiwa głową na zgodę.
Znów mnie uścisnęła, dziękując. Ta dziewczyna jest jak przylepa, ale w pozytywnym znaczeniu. Odsunęła się ode mnie podchodząc do swojego chłopaka, jednocześnie odbierając od niego swój napój.
Usłyszałam głos Francisco. Odwróciłam głowę i zauważyłam, że zbliża się wraz ze Stellą w naszym kierunku. Nie wyglądał na zadowolonego, że Styles jest w moim pobliżu. On sądzi, że brunet mnie skrzywdził, a tak naprawdę jest odwrotnie. Kiedy podeszli, starałam się nadal udawać szczęśliwą, więc spokojnym i opanowanym tonem przedstawiłam ich sobie, lekko się uśmiechając. Idzie mi jak na razie nieźle, tak sądzę. Lachowski zadawał się wypalać dziurę w głowie Harry’ego, więc szturchnęłam go łokciem, by przestał. Nagle Stella wypaliła, by dołączyli do nas. Otwarłam szeroko oczy na jej propozycję. Nie, nie gódźcie się.
-Nie, nie będziemy przeszkadzać. –spojrzałam na Lokersa, który spojrzał na mnie na chwilę i wrócił wzrokiem do swoich znajomych.- Wracajmy do swoich.
Zauważyłam jak El i Tommo dziwnie patrzą na swojego kumpla. Pewnie nie ma innych, a oni są tu we trójkę. Czułam się dziwnie wiedząc, że to przez ze mnie.
Pożegnali się z nami i po chwili odeszli od nas. Długo nie spuszczałam wzroku z pleców Harry’ego, dopóki nie poczułam, jak ktoś mnie ciągnie za rękę. Westchnęłam i ruszyłam za parą do naszej ekipy.


Jeszcze chyba nigdy tak dobrze nie czułam się w swoim domu. Kiedy tylko wróciłam od razu wtuliłam się w moją pościel. Tak dobrze być w domu i zastać wszystko tak jak się to zostawiło. Bałagan na biurku, porozwalane buty w garderobie, bo nie mogłam się długo zastanowić które ze sobą wziąć. Czułam się jak dziecko, chichotając i przytulając się do ulubionej maskotki. Spałam może z jakieś 6 godzin, kiedy się obudziłam była 9 nad ranem. Dziś nigdzie nie idę, siedzę w domku. Więc skoro zostaje może coś dziś upieczę, jakieś babeczki, albo ciasto. Dawno nie piekłam, a zwykle robiłam to z mamą. Ciekawe co w ogóle u rodziny, dawno się nie odzywali. Zwykle dostawałam jakieś wiadomości i w miarę mojego wolnego czasu starałam się im odpisywać. Jednak dawno nikt nie pisał. Może później zadzwonię na skype.
Po szybkim prysznicu i ubraniu się w długą bejsbolową bordową bluzkę z numerem 95 oraz wysokimi czarnymi skarpetami poszłam do kuchni z notebookiem na rękach, szukając jakiegoś słodkiego przepisu. „Muffinki jabłkowe” O to świetnie brzmi. Postawiłam laptopa na blacie i spoglądając na niego sięgałam potrzebne mi produkty. Rozejrzałam się i zauważyłam, że nie mam jabłek, ani soku jabłkowego.  Spojrzałam na zegarek, zastanawiając się za ile powinien przyjechać dostawca. Powinien być za 20 minut. Zwykle zamawiam zakupy przez Internet. Na szczęście w moim zamówieniu zawsze są jabuszka i sok. Postanowiłam poczekać chwilę, przeglądając inne przepisy, aż nie wyskoczyło mi połączenie. Moja młodsza siostra, Paula. Uśmiechnęłam się i szybko odebrałam, a na ekranie pojawiła się ciemnowłosa blondynka z okularami na nosie wraz z moją mamą.
-Witam kochaną rodzinkę. –uśmiechnęłam się ustawiłam kamerkę tak by widziały mnie, a ja zaczęłam szykować blachę na babeczki, smarując dna margaryną do pieczenia.
Mama od razu kazała mi mówić w języku polskim, bo mnie nie rozumie. Uśmiechnęłam się pod nosem i kiwnęłam głową na zgodę. Lubię tak czasami powiedzieć do nich coś po angielsku, bo nic nie rozumieją, jedynie młodsza siostra. I najczęściej używamy go do by zaplanować jakąś niespodziankę dla mamy lub taty.
Opowiadały mi dużo co się u nich działo. I szczerze byłam zadowolona, jak tak nawijały. Nie musiałam przynajmniej ja nic mówić, a nie miałam nic pozytywnego do powiedzenia. Jednak kto ma nadopiekuńczą mamę chyba wie, że prędzej czy później dopyta się co się dzieje. I tak właśnie było, kiedy skończyły opowiadać o nie szczęśliwym wypadku wuja Irka, który złamał rękę, mama spytała się czy wszystko u mnie w porządku, bo docierają do niej różne plotki. Chciałam już odpowiadać, kiedy usłyszałam dzwonek. To pewnie dostawca. Przeprosiłam je na chwilę i ruszyłam odebrać zamówienie. Na widok dobrze znanego mi pana Klenta uśmiechnęłam się szeroko odbierając dużą torbę wypełnioną po brzegi. Zapłaciłam i podziękowałam uprzejmie. Skinął do mnie głową z tą niebieską czapką, z którą się nie rozstaje i wrócił do swojego busa. Natomiast ja spokojnym krokiem weszłam do kuchni i odstawiłam torbę na blat, wyciągając z niej wszystkie produkty i chowając to co mi nie potrzebne. Mama przez skype przypomniała się o swoim pytaniu. Westchnęłam i odpowiedziałam, że wszystko w porządku i ma nie czytać tych wszystkich bzdur, bo kiedyś przez to na zawał zejdzie. Nie musi się mną tak przejmować. Wiem, że matki już tak mają, ale mam 21 lat i wiem co dla mnie dobre. Z resztą wiedziałam. Chyba nie przekonałam tym ją, bo zaczęła zadawać mnóstwo pytań, jak na komisariacie. Ze spokojem odpowiadałam na każde, raz mówiłam prawdę, a raz nie, by nie odpuścić mamie nie potrzebne zamartwienia i stres. Jestem dorosła i powinnam zająć się swoimi problemami sama. Tak mnie zresztą uczyła. Wyciągnęłam z siatki żurawinę. Przyjrzałam się jej, chwilę zastanawiając się czy jej nie użyć do babeczek, zminimalizowałam rozmowę z rodzinką i przyjrzałam się przepisowi. Chwilę kręciłam nosem, a z głośników usłyszałam śmiech siostry.  Uśmiechnęłam się i odłożyłam żurawinę obok jabłek. Pół zrobię z nimi, a pół z drugim owocem. To dobry pomysł.
Długo jeszcze z nimi nie rozmawiałam, bo musiały jechać do babci. Kazałam im ją i dziadka ode mnie wyściskać i ucałować, po czym rozłączyłam rozmowę i ustawiłam przepis na widoku. Sięgnęłam mikser i zaczęłam ubijać składniki.
Kiedy babeczki były w piekarniku, ja siedziałam w salonie z notatnikiem na kolanach, ale wzrokiem skupionym na ekranie telewizora. Oglądałam stacje FashionTV. Pokazywali właśnie pokaz z New Yorku. Śmiałam się widząc siebie na początku. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi.
-Moni, jesteś? –głos Matthew’a uspokoił moje myśli.
-W salonie. – odpowiedziałam i wróciłam do kreślenia w moim notatniku.
Po chwili poczułam jak całuje mnie w czoło i czochra mi włosy. Mruknęłam i poprawiłam grzywkę, by była na swoim miejscu. Usadowił się na drugim końcu kanapy, uważnie się mi przyglądając. Spojrzałam na niego kątem oka, unosząc brew.
-Co tak pachnie?
Spojrzałam na zegarek, przypominając sobie, kiedy wstawiłam babeczki do piekarnika. Zostało mi jeszcze 10 minut i powinny być dobre.
-Muffiny jabłkowe i żurawinowe. –spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. – Doszły już materiały?
-Przysłali nam wiadomość, że jutro powinny być już w Londynie. –kiwnęłam głową przyjmując informację. –Jak twoje wakacje?
Zatrzymałam jakąkolwiek czynność, nawet oddychanie. Czułam, że o to spyta, ale myślałam, że zrobi to jutro i będę miała jako się z tego wyminąć, ale jak jestem tu w domu, nie mam za bardzo jak. Przetarłam dłonią oko, wzdychając i odkładając zeszyt z ołówkiem. Dużo mu nie będę mówić, bo po co mu moje problemy.
-Na początku były udane i to naprawdę, ale kiedy zostałam wrzucona do basenu, przestało być zabawnie. –wstałam z kanapy idąc do kuchni, by sprawdzić babeczki.
Uklęknęłam przed piekarnikiem, przyglądając się muffiną. Wyglądały pysznie, ale jeszcze mają 5 minut, więc niech jeszcze posiedzą. Wstałam na równe nogi i łapiąc za ścierkę, starłam ponownie blat, mimo iż był czysty, musiałam czymś zająć ręce.
-Czyli to prawda, że Cię ktoś wrzucił. – wszedł do kuchni, na co kiwnęłam głową na jego słowa.- Ale przecież ktoś Cię uratował.
-Tylko, że jego pomocy najbardziej nie chciałam. –odwróciłam się do niego przodem. –W ogóle nie chciałam by tam był. -wybuchłam.
Wyglądał na zaskoczonego. Spuściłam głowę i oparłam się tyłkiem o blat, bawiąc się ścierką.
-Coś się stało? –spytał, podchodząc do mnie i przyglądając się mi tym swoim zmartwionym  wzrokiem.
-Nie, po prostu… -jąkałam się i nie potrafiłam mu tego wszystkiego wytłumaczyć.
Ręce zaczęły mi drżeć, a serce być jak młotem. Znów zbierało mi się na falę płaczu.
Czemu z nim nie mogło być jak z każdym? Przespać się raz i koniec. Zero następnych spotkań, czy czegokolwiek. Zero tej chorej gierki. Skrzywdziłam tym siebie, ale i też niego.
Nagle zadzwonił minutnik informując mnie o tym, że czas wyciągnąć babeczki. Rzuciłam szybko ścierką do zlewu, by następnie założyć rękawice ochronne na dłonie i otworzyć piekarnik. Odsunęłam się, kiedy buchnęło we mnie gorące powietrze. Po kuchni nagle rozległ się aromatyczny zapach pieczonych jabłek. Przez chwilę poczułam się jak w domu u babci, kiedy to ona robiła jabłecznik, a ja wiecznie wyjadałam kruszankę z miski. Nie raz dostałam po łapach, ale i tak mnie kochała. Jak każdą ze swoich wnuczek i wnucząt. Wyciągnęłam blachę z piekarnika i położyłam na blacie. Zostawiłam drzwiczki lekko uchylone by się szybciej ostudził. Matt był zapatrzony w babeczki.
-Wow, wyglądają jak róże.
I tak mają wyglądać. Wokół ciasta ułożyłam cienkie plasterki jabłka i układając je na kształt płatków. Narobiłam się przy tym strasznie, ale przynajmniej czymś zajęłam myśli i ręce. Odłożyłam rękawice i sięgnęłam po nóż, by ostrożnie powyciągać muffiny z formy. Kładłam je na talerz na nodze, który wcześniej już sobie przyszykowałam. Wyglądały świetnie, więc wyciągnęłam telefon robiąc im zdjęcie.



-Mam coś dla Ciebie. –spojrzałam na mentora z nad telefonu.
Przysunęłam talerz bliżej niego każąc mu się częstować. Pokazałam mu które są z jabłkami, a które z żurawiną. Najpierw wyciągnął z walizki białą teczkę, po czym dorwał się do jednej z babeczek. Zmarszczyłam brwi, odkładając telefon i otwierając rzecz, którą mi podał. Przeczytałam dokumenty.
-Załatwiłeś mi zajęcia indywidualne?! –aż pisnęłam odkładając to co miałam w rękach, jeszcze raz doszczętnie czytając każde słowo.
-Jesteś mi bardzo potrzebna teraz w firmie i musze Cię mieć na wyłączność. –spojrzałam na mentora.
Nie pohamowałam się ze szczęścia. Skoczyłam parę razy w miejscu i podeszłam do niego, rzucając się mu na szyję. Słowo ‘dziękuje’ wyszło z moich ust ze 100 razy w ciągu minuty. W końcu będę miała więcej czasu dla pracy, którą wręcz kocham oraz dla nowych projektów, a co najważniejsze będę miała go też trochę do siebie. Zaczęłam głupio podrygiwać wokół blatu kuchni, a Matthew nie mógł ze mnie ze śmiechu. Każdy miał by niezłą polewkę widząc takie wygibasy, bez rytmu i składu.
-Zapoznaj się z harmonogramem. –podszedł do mnie i cmoknął mnie w czoło – Będziesz jutro o 10 w pracy? – spytał na co szybko pokiwałam głową na zgodę.
Uśmiechnął się i zaczął kierować się w stronę wyjścia. Po drodze jednak zabrał babeczkę, od razu się w nią wgryzając i mówiąc z pełną buzią jaka to jest genialna. Zaśmiałam się i pomachałam mu na pożegnanie. Spojrzałam jeszcze raz na dokumenty. Szczęście rozlewało mi się w żyłach. Złapałam za teczkę i poszłam z nią do salonu, by zapoznać się z godzinami, które miały się odbywać zajęcia. Wrzuciłam ją na kanapę, po czym szybko wróciłam do kuchni zabierając talerz z babeczkami. Jeszcze nie zdążyłam zjeść ani jednej. Położyłam na małym stoliku przed sofą naczynie z przysmakami i usiadłam. Dokumenty położyłam na nogach, które oparłam o szklany mebel przed de mną. Następnie wgryzłam się w babeczkę, czując jak okruszki spadają na moją bluzkę, a słodki smak żurawiny rozlewa mi się w ustach. Rzeczywiście, wyszły mi rewelacyjnie.

Parę dni później...
Po tym jak skończyłam nauczania indywidualne, wróciłam do domu. To były moje pierwsze zajęcia i bardziej wyglądały na zapoznaniu się z nauczycielką i omówieniu spraw dotyczących sposobu nauczania i harmonogramu. Pani Monter jest strasznie miła i myślę, że nasze spotkania nie będą przymusem, a samą przyjemnością.
Niech to szlak trafi te londyńską pogodę. Leje jak z cebra i nie chce przestać. Przez drogę z samochodu zmokłam do suchej nitki, a na dodatek klucze od domu nie chciały się znaleźć i stałam pod drzwiami przeszukując torebkę. Włosy kleiły mi się do policzków, z płaszcza ciekło, a w butach miałam mokro. Jeśli szybko tego nie wezmę ciepłej kąpieli to będę chora. Gdy poczułam pod opuszkami palców chłodny metal i usłyszałam charakterystyczny brzdęk, ucieszyłam się jak głupia wiedząc, że w końcu znalazłam. Wyciągnęłam je, szybko wsadziłam do dziurki przekręcając i wchodząc do domu. W końcu w domku. Zrobię sobie teraz długą odprężającą kąpiel z nowymi olejkami, które kupiłam w LA. Tylko które tu wybrać? Mięta czy brzoskwinia? Zastanawiałam się nad tym zdejmując buty i płaszcz. Może jednak postawię na pierwszą opcje. Uwielbiam ten zapach bo przypomina mi o… Harry’m. Westchnęłam głośno, zaczesując jedną ręką mokre włosy do tylu idąc w stronę sypialni. Czy naprawdę każda rzecz musi mi o nim przypominać? To już jest jakieś chore. Jak pozbyć się tego chłopaka z głowy? No jak? Kurwa.



Zapaliłam światło w pokoju i przeszłam do garderoby, by wyciągnąć z niej jakieś suche ubrania. Różowa bluzka i szare spodnie powinny być jeszcze dobre, do tego świeża bielizna i z gotowym kompletem poszłam do łazienki. Miałam już dość tych przemoczonych do granic możliwości ubrań, jak i pogody. Wolałabym nadal wylegiwać się w słońcu LA, beztrosko patrzeć jak promienie muskają moją opaleniznę i sączyć drinka za drinkiem, przynoszone przez przystojnego kelnera, przy basenie. Jak bardzo bym chciała tam być, ale nikt za mnie nie za robi na opłacanie domu, narysuje kolekcji oraz skończy sukienki dla Calder.
Podczas gdy woda napełniała wannę odpisałam kilku osobą sms i sprawdziłam maile. Myślałam, że po kąpieli do razu się położę, a tu musze jeszcze przesłać do firmy dokumenty. Nie marudziłabym gdybym miała je skończone. Czekają mnie jeszcze 2 godziny siedzenia przy laptopie.
Kiedy wanna była pełna, rozebrałam się do naga i weszłam do ciepłej wody. Odetchnęłam z ulgą, zanurzając się po samą brodę. Nic tak dobrze nie robi na zmęczenie jak odprężająca kąpiel w ulubionym zapachu. Mięta roznosiła się po całym pomieszczeniu dając mi ukojenie i porządkowała chaos w mojej głowę. Pamiętam jak taka kąpiel pomogła mi wymyślić kolekcje. Wyszłam wtedy z wanny z prędkością światła, byle by nie zapomnieć pomysłu. To też dzięki niej Matthew się mną zachwycił. Chwiała kąpielą w wannie. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie, pocierając nogę o nogę i przyglądając się jak faluje woda z pianą.
Po kąpieli, jak planowałam wzięłam się za dokończanie dokumentacji. Żmudna praca, ale trzeba się tym zająć. Dokończę i będę miała z głowy.
Litery jak zwykle pod koniec zaczęły mi się zlewać. Przetarłam oczy i spojrzałam na zegar. 0:26. Przeklęłam w myślach wykonując ostatnie czynności.
-I wyślij.- powiedziałam dumnie ze swojej pracy.
Zamknęłam laptopa i odłożyłam do na półkę nocną. Tak długo marzyłam o śnie. Tak długo na to czekałam. W końcu. Rzuciłam głowę na poduszkę od razu się do niej przytulając. Westchnęłam i starałam się zasnąć. Krople deszczu uderzały w okno w rytm kompletnie mi nie znany. Uznałam to jako kołysankę.
Nagle z rytmu wybiło mnie mocne uderzenia w szybę. Z przerażenia otwarłam szeroko oczy. Włamywacz? Serce zaczynało mi bić jak młotem. Skryłam się bardziej pod pościelą, by przeczekać, aż sobie pójdzie. Nie ma mowy by się dostał do środka. Nie bez powodu zapłaciłam ciężkie pieniądze na zabezpieczenia, by się teraz włamywać. Po części czułam się czułam się bezpiecznie, jednak strach nadal paraliżował. Znów pukanie. Pisnęłam cicho w poduszkę, powtarzając ciągle, by sobie poszedł. Brakuje jeszcze błysków i grzmotów jak przy burzy.  Na pewno dzwoniła bym już na policję. Właśnie, Moo, policja. Wyszłam ostrożnie spod kołdry, sięgając telefon. Już miałam wybrany numer, gdy spojrzałam na drzwi od tarasu. Nie wiem kompletnie po co. Na początku mnie sparaliżowało, ale po chwili dostrzegłam w tym mroku jego twarz. Co za kretyn! Odłożyłam telefon, wstając z łóżka  i podeszłam do drzwi otwierając je, by wpuścić bruneta.
-Czy Ciebie do reszty pojebało, Styles? –warknęłam, łapiąc go za rękę ciągnąc do łazienki, by nie zamoczył mi panele i dywanu w sypialni.
Woda się lała się z chłopaka ciurkiem, a on sam trząsł się z zimna nie ubłaganie.
Czy on do reszty oszalał, by stać w takim deszczu pod moim oknem? Dzięki, Bogu nie mam pokoju do góry i nie musiał włazić na balkon. Cholerny dupek. Bawić w Romeo mu się zachciało.
Wyciągnęłam wszystkie suche ręczniki jakie miałam. Położyłam je na pralce łapiąc pierwszy z góry, rozwijając go.
-No co tak stoisz jak słup soli? Rozbieraj te mokre ciuchy. – odłożyłam ręcznik podchodząc do chłopaka.
Bałam się, że się przeziębi. Mam nadzieje jednak, że długo tam nie stał. Jak z dzieckiem po prostu.
Złapałam za dół jego bluzki i poprosiłam by podniósł ręce. Przeciągnęłam mokry materiał przez jego głowę i wrzuciłam ją do wanny. Sięgnęłam po ręcznik, przecierając jego ciało.
-Czekaj..- zaczął, ale skutecznie mu przerwałam, zarzucając mu ręcznik na głowę.
-Ściągaj resztę. Idę po koc i zrobię ciepłej herbaty. –obróciłam się w stronę drzwi.
Kiedy zrobiłam krok, poczułam jego dłoń na mojej. Spojrzałam na niego marszcząc brwi przyglądając się mu jak ściąga ręcznik z głowy i zarzuca go na muskularne ramiona. Czego ten chłopak chce?
-Posłuchaj mnie.
-Nie. –zaprzeczyłam. –Jesteś totalnym idiotą…
- Tak! –krzyknął przerywając mi w połowie zdania.- Bo się w tobie zakochałem.
Na jego słowa wbiło mnie w podłogę. Przesłyszałam się, tak? To moja wyobraźnia płata mi figla. Tak naprawdę to mi się śni, a ja leżę nadal wtulona w ukochaną podusie. Za chwilę się obudzę z tego koszmaru… Ale czy na pewno koszmaru? Każdy centymetr jego ciała zdawał się być bardzo realistyczny.
Samotna łezka spłynęła mi po policzku, którą szybko starłam. Brunet chciał do mnie podejść, lecz ja zrobiłam krok w tył, spuszczając głowę.
-Zrób to o co Cię prosiłam.- powiedziałam cicho i wyszłam z łazienki.
Nogi mi drżały, a serce łomotało jak szalone. Nie wiedziałam co z tą sytuacją zrobić. Chciałam by ktoś był przy mnie. Lecz czy on jest to tego odpowiedni? Jego trasy, wywiady, koncerty… Moje pokazy, znów wywiady, wyloty do innych krajów na pokazy… Ja chyba nie dałabym rady w takim związku. Chce czuć poczuć się kochana, ale czy ja nadal potrafię jeszcze obdarzyć kogoś równie silnym uczuciem? Wiele osób mnie skrzywdziło, nie wiem czy jeszcze to umiem.
Wyciągnęłam duży, przyjemny  koc z garderoby i wyszłam z niej, a chwilę później brunet z łazienki, owiniętym ręcznikiem wokół pasa. Nie potrafiłam w tej chwili spojrzeć mu prosto w oczy, więc rozwinęłam koc i owinęłam ciało chłopaka patrząc na swoje trzęsące się ręce. Czułam jego wzrok na sobie, ale starałam się go kompletnie ignorować. Jak długo jednak będę to robić? W końcu muszę stawić temu czoła. Lepiej później niż wcale. Poczułam jego dłonie na moich nadgarstkach. Nie, nie jestem jeszcze gotowa. Spojrzałam w jego zielone czy, a momentalnie zaschło mi w gardle.
To nigdy nie powinno mieć miejsca. Nie powinnam była go wpuszczać wtedy domu, prowokować go, czy wdawać się w jakieś rozmowy. Mogłam traktować go jak każdego, z którym się przespałam. Jedna noc, udawać, że nic się nie stało i żyć dalej.  Jednak ktoś wolał inaczej. Pewnie Ci teraz wesoło tam do góry? Za jakie grzechy?
-Nie uciekniesz od tego.
Zbierało mi się na płacz, a w gardle uformowała mi się wielka kula uniemożliwiająca cokolwiek powiedzieć. Odwróciłam wzrok, starając się ochłonąć, jednak na marne.
-A co jeśli już uciekłam?- mówiłam łamiącym się głosem.
Chciałam brzmieć przekonująco, jednak to się nie udało, zaprzeczając tym swoje własne słowa.  Niech to szlak weźmie.
Pokręcił głową, lekko się uśmiechając. I czemu on się uśmiecha? Nic w tym zabawnego, a wręcz przeciwnie. To jest tragiczne! Jego tu nie powinno w ogóle być, a ja dawno spałabym jak aniołek.
-Wmawiasz to sobie, by poczuć się lepiej.- puścił moje nadgarstki, przenosząc dłonie na moją twarz.
Przez ciało przeszedł mnie dreszcz, przez jego zimne ręce, ale i tak przymknęłam oczy rozkoszując się jego dotykiem. Czułam jakby mi tego cholernie brakowało. Spod powiek wypłynęło kilka łez, które brunet szybko starł kciukami.
Miał rację, całkowitą. Chciałam czuć się lepiej, zapominając o nim i żyć dalej, beztrosko jak kiedyś. Oszukiwałam sama siebie myśląc, że mi się udało, a jednak to było zwykłe złudzenie. Każda mała rzecz mi o nim przypominała, a wzięcie na siebie więcej pracy nic nie dało. Jedynie pogorszyło sprawę. Nic mi nie wychodzi i nie mogę się skupić na jednym. Sądzę, że Matt powoli zaczyna się niepokoić i myśleć nad zwolnieniem z pracy nad nową kolekcją. Nie może mi tego zrobić. To miała być moja pierwsza tak duża kolekcja, w całości wykonana przez ze mnie. Otwarłam oczy i zauważyłam, że moje dłonie były mocno zaciśnięte na kocu, którym okryłam chłopaka. Czułam się załamana. Miałam ochotę upaść  na ziemię i szlochać tak głośno jak się da. Potrzebowałam pozbyć się tego z siebie, pokazać jak mi z tym wszystkim źle.
Zagryzłam wewnętrzną stronę policzka, łapiąc za dłonie chłopaka i ściągając je ze swojej twarzy.
-Zrobię herbaty.- przeraziłam się własnego głosu, ponieważ strasznie drżał.
Ze mną było już naprawdę źle.
-Nie trzeba. – splótł nasze palce i pociągnął w stronę łóżka. Byłam już wszystkim zmęczona. Marzyłam o śnie, ale po tym nie wiem czy zasnę z łatwością. – Pogadamy jutro jak odpoczniesz. –przetarłam ręką zmęczoną twarz, zgadzając się na jego propozycję.
Położyliśmy się na łóżku, okrywając pościelą. Odwróciłam się tyłem do Harry’ego, wtulając się w poduszkę. Nie miałam odwagi się do niego przytulić, jednak on nie miał z tym żadnych problemów. Objął mnie w pasie i przycisnął moje plecy do jego torsu. Zadrżałam na jego ruch, zamknęłam oczy i wypuściłam z ust drżący oddech.
-Dobranoc. – szepnął, a po chwili poczułam jego ciepłe wargi na moim karku.
Zacisnęłam dłoń na pościeli. Każda czułość z jego strony jakby mnie paliła. Czuję jakbym na to nie zasługiwała. I przecież tak jest. Bawiłam się nim do jasnej cholery, on powinien mnie nienawidzić, a nie kochać!
-Dobranoc. – odpowiedziałam cicho.
Długo nie spałam, patrząc w jeden punkt przed de mną.

Rano obudził mnie telefon wibrujący na szafce nocnej. Mruknęłam niezadowolona z zbyt wczesnej pobudki. Sięgnęłam po urządzenie i z przymrużonymi oczami przyjrzałam się najpierw godzinie. 6:49. Czy jego pojebało, by o mnie o tej godzinie dzwonić? Przejechałam palcem po ekranie odbierając połączenie.
-Tak, Matt? –starałam się mówić niezbyt głośno, a głos miałam zachrypnięty.
Delikatnie i powoli, wstawałam z łóżka nie chcąc obudzić chłopaka.
-Boże, brzmisz jakbyś nie spała całej nocy.- a żebyś wiedział Mruknęłam w myślach, biorąc zakładając kapcie i biorąc do ręki dużą bluzę. –Mam pytanie. Jesteś zajęta około 10 do 12? – zanim wyszłam na taras, spojrzałam jeszcze na śpiącego bruneta.
Musze z nim pogadać w końcu. Nie mogę tego ciągle odkładać, bo będzie mnie męczył jeszcze przez długi czas.
-Musze coś ważnego załatwić. –zamknęłam za sobą drzwi od tarasu.
Dokończyłam rozmowę z Williamsonem na tarasie, siedząc na huśtawce i przyglądając się wschodowi słońca. Otulałam się bardziej bluzą jednak nie do końca dawała mi wystarczająco dużo ciepła. Odłożyłam telefon obok siebie, nie odrywając wzorku od widoku. Wróciłam wspomnieniami do mojej pierwszej miłości, która była jednocześnie bajką i koszmarem. Kiedy to młoda i głupia nie widziałam świata poza nim. Był tylko o parę centymetrów wyższy. Miał wysportowane ciało, spowodowane ciągłą grą w piłkę nożną, jak i w klubie oraz z kumplami. Jego włosy były czarne, jak węgiel, krótko ścięte oraz dobrze ułożone. Sposób jaki przeczesywał palcami włosy wprawiał mnie w zachwyt. Duże, brązowe oczy zawsze lśniły i zapierały mi dech w piersiach, a kształtne czerwone usta, kusiły swoim smakiem. Jego pocałunki powodowały u mnie gęsią skórę i watę zamiast kolan. Był dla mnie ideałem, księciem na białym koniu, bed boy’em, bezczelnym słodziakiem, romantykiem, kimkolwiek zechciałam. Ignorowałam przyjaciółki, które mnie ostrzegały. „On Cię wykorzysta i zostawi”, „Chce tylko sexu” –powtarzały. Nie słuchałam. Byłam zaślepiona, jakby założył mi klapki na oczy. ‘Chodziliśmy’ ze sobą 3 miesiące. To dłużej niż przewidywała Dorothy. Pokłóciliśmy się i to ostro. Pod wpływem  wykrzyczał mi prosto w twarz, że chciał jedynie sexu. Słów nigdy nie cofnął. Starłam łezkę, która spłynęła mi po policzku. Pierwszy raz zostałam tak mocno skrzywdzona i powiedziałam sobie, że już więcej nie pozwolę, by był następny raz. Od tamtej pory z nikim się nie związałam tak na poważnie, z zaangażowaniem.
Czy całe moje życie to jedynie gra o sex? Tylko to się w nim liczy? Ja nie chce przechodzić przez to samo. To było całkiem fajne na początku, a teraz jest bolesne. Żyć ze świadomością, że się kogoś tylko wykorzystało, by sobie ulżyć, po czym porzucić jak skarpetkę, do której nie ma pary. Czemu jednak dopiero teraz to dostrzegłam? Czyżby brunet był dla mnie kimś więcej? Odruchowo spojrzałam w stronę skąd weszłam na taras. Widziałam jedynie część sylwetki chłopaka, który nadal spał. Może to głupie i śmieszne, ale przy nim doznałam nowych doznań. Prychnęłam lekko pod nosem i spojrzałam na swoje dłonie, które bawią się rąbkiem bluzy. Już nic nie będzie takie samo. Może to dobry czas na zmiany. Nabrać nowych nawyków, które nie będą niszczyć mi życia. Poznać nowych ludzi, którym będzie na tobie zależeć, a nie tylko gdy czego od Ciebie chcą. Otworzyć się przed kimś…
-Długo nie spisz? –moje myśli przerwał ochrypnięty głos, który sprawił, że przeszły mi ciarki po plecach.
Odwróciłam głowę w stronę chłopaka, który opierał się o framugę i przyjrzałam się jak jego opalona skóra na torsie lśni od promieni wschodzącego słońca, a tatuaże wydają się jeszcze bardziej ciemniejsze. Cholerny grecki Bóg. Zauważyłam też, że założył swoje spodnie. Pewnie jego ubrania już wyschły.
-W ogóle nie spałam. – głęboko westchnęłam i podkurczyłam do siebie nogi, owijając je ramionami. Odsunął się od drzwi i podszedł kilka kroków w moją stronę, by po chwili zając miejsce obok. –Będziesz chory. –stwierdziłam, przyglądając się jak jego kąciki ust idą lekko w górę.
Fajnie żartować sobie z własnego zdrowia. Brawo, Styles.
-Troszczysz się o mnie? –spojrzał na mnie wyraźnie zadowolony. Przewróciłam oczami i oparłam brodę o kolana. Nie chciało mi się w nim wdawać teraz w słowne przepychanki, jestem zmęczona i nie wymyśliłabym nic sensownego.  –Wiesz, to całkiem miłe, że mnie wczoraj wpuściłaś, a nie zostawiłaś, choć mogłaś.
-A później dostać nakaz sądowy za spowodowanie uszczerbku na zdrowia, przez który nie możesz śpiewać. Nie dzięki. –zaśmialiśmy się jednocześnie, a ja usiadłam bardziej przodem do chłopaka.
Przegarnęłam włosy do tyłu, które i tak zaraz znów opadły mi na twarz. Chciałam to poprawić, ale przeszkodziła mi w tym duża dłoń chłopaka, który zgarnął mi je za ucho. Całe moje ciało zesztywniało, pod wpływem jego dotyku. Opuszkami palców przejechał jeszcze po moim policzku i od razu zabrał dłoń jakby się poparzył. Chciałam ją chwycić, ale momentalnie strzeliłam się w myślach z liścia. Boże, to wszystko jest jakieś dziwne…  Starałam się udać, że wszystko nadal w porządku. Odchrząknęłam, by móc się odezwać.
-To co wczoraj… - zaczęłam nie pewnie.
-Tak. - kiwnął głową.
Zwilżyłam koniuszkiem języka usta, a oddech mi lekko przyspieszył. Nadal czasami miałam nadzieje, że to sen, z którego zaraz się obudzę. Jednak już tak wiele razy się szczypałam, że na ręce pozostały mi czerwone plamy jak po ugryzieniu komara. On się zakochał. I co ja mam teraz zrobić? Rzucić się mu na szyję i zacząć całować? Nie w moim stylu i w ogóle nie pasuje do sytuacji. Czemu to musi być takie trudne?
Westchnęłam i wstałam z huśtawki, a on jedynie mi się przyglądał. Postanowiłam wziąć te rozmowę bardziej w luźniejszy sposób. Chociaż postaram się tak zrobić, ale nie wiem czy mi wyjdzie. Postawiłam jedną stopę na mokrej od rosy trawie, która od razu zaczęła mnie łaskotać. Uśmiechnęłam się lekko na to uczucie.
-Wiesz, Harry. Życie to nie jest jakiś pierdolony film romantyczny, a zwłaszcza moje. –spojrzałam na niego, przez chwilę, by zobaczyć, czy w ogóle mnie słucha. –Moje bardziej przypomina „To tylko sex” z Milą Kunis i Justin’em Timberlake. - uniósł brwi na moją sugestię.
No może nie do końca tak jest, ale wie o co mi chodzi. Nie chce się angażować w coś co nie ma przyszłości. Po co w ogóle się wiązać jak i tak większość czasu spędzimy z dala od siebie, a jak już się spotkamy to i tak pewnie wylądujemy w łóżku. Już lepiej by zostało tak jak jest, bez jakiś bzdurnych, zawracających tylko głowę romantycznych randek, słodkich słówek, czy czegokolwiek co się robi jak się z kimś chodzi. Może dla wielu to marzenie, związać się z kimś na stałe, ożenić się czy wyjść za mąż, mieć wspólny dom, dzieci i dożyć starości. Dla mnie to pierdolenie o Chopinie. Tyle się naoglądałam zdrad i rozwodów w mojej branży. I jestem pewna, że ze mną będzie podobnie. Znudzę się i wymienię go na kogoś innego, jak samochód 5 miesięcy temu.
Odwróciłam się i podeszłam do płotu, by powąchać kwiaty sąsiadki. Miała czerwone róże, które zachwycały swoim kolorem i wielkością. Zaciągnęłam się ich pięknym zapachem, przymrużając oczy i oddając się chwili. Kwiat przez chwilę sprawił, że byłam gdzie indziej. Daleko stąd, a konkternie w ogrodzie babci, która miała nie tylko róże, ale i mnóstwo innych rodzajów, które zachwycały oko nie jednego. Zapach tulipanów i żonkili mieszał się z wonią hiacyntów oraz fuksji. Również piękne astry i bodziszki, znalazły w nim miejsce. Tyle ile przesiedziałam w tym pięknym ogrodzie nie da się zliczyć. Kiedy tylko przyszedł maj, pachniało w nim przepięknie i cieszyłam się jak głupia, dziękując, że jako jedyna z rodzeństwa nie jestem na nic uczulona. Siedziałam na ławeczce, którą zrobił dla mnie dziadek, wiedząc jak bardzo lubię tam przesiadywać. Oni sami korzystali z tego miejsca wspominając dawne dzieje.
-Czemu tak bardzo boisz się zakochać? – odezwał się sprowadzając mnie z powrotem i przypominając mi o swojej obecności.
Tępo patrzyłam na płatki róży, jakbym starała się je wszystkie policzyć. Ścisnęło mnie w gardle, a nogi odmówiły posłuszeństwa. Wspomnienie znów wróciło, wiercąc mi dziurę w sercu powodując ból nie do zniesienia. Przed oczami przelatywał mi obraz tamtego chłopaka oraz wspólnie spędzonych chwil. Jednak jego twarz mieszała mi się z twarzą Harry’ego. Ich uśmiechy, ich oczy, ich sylwetka.  Totalnie się od siebie różnili. Bałam się znów przeżyć to samo, znów usłyszeć te słowa. „Chciałem tylko sexu! Jesteś nic nie watrą suką.” Słowa huczały w mojej głowie, a ja myślałam, że zaraz oszaleje. Co jeśli znów się otworzę, a on wyrwie mi serce tak jak poprzedni? Każdy facet jest przecież taki sam, bez wyjątków.
Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki wdech wciągając przyjemną woń poranka. Słonce już nie świeciło swoją pomarańczową poświatą, tylko rozjaśniało okolicę oraz powoli rozgrzewało powietrze.  Ptaki śpiewały, a motyle budziły się, by krążyć wokół kwiatów sąsiadki, które otwierały swoje kielichy, by podzielić się swoim nektarem z owadami. Starłam łzę samotnie spływającą po policzku i odwróciłam się do chłopaka, chowając się za maską obojętności.
-Czemu w ogóle Ci na mnie zależy? –odpowiedziałam pytaniem na pytanie – Przecież Cię skrzywdziłam, dałam powody do nienawiści. –dodałam.
Chłopak prychnął pod nosem i przejechał językiem po ustach. Jęknęłam wewnętrznie, czując jak drżę na wspomnienie jego ust, wyznaczające linię pocałunków po mojej szyi. Zdradzieckie ciało. Nikt tak jak on nie wykorzystywał mojego słabego punktu pod uchem, powodując u mnie wiotkie nogi na których nie mogę ustać. Wstał i z schodząc z tarasu kierował się do mnie.
-Jak dobrze wiemy od miłości do nienawiści dzieli tylko cienka nić. –podszedł do mnie, wpatrując się tymi zielonymi jak szmaragdy oczami w moje.
Ustawił się tak, że widziałam jakby promienie słońca próbowały wplątać się w jego włosy, uśmiech nie schodził mu z twarzy, pokazując swoje perłowe zęby i te piekielne dołeczki. Miałam nagle ochotę zdzielić mu w twarz, a później w sobie by się ogarnąć. Ale nie potrafiłam. Przed de mną stał chłopak, któremu w jakimś stopniu na mnie zależy. Chce bym poczuła w końcu co to jest miłość i to nie tą rodziną, którą już znam. Jego dłoń znalazła się na moim policzku, delikatnie go gładząc. Przymknęłam oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepłem jego dłoni. Zaprzeczałam sama sobie i chyba dalej już tego ciągnąć nie mogłam. Zaraz eksploduje. Wykorzystał, chwilę kiedy na niego nie patrzyłam, pochylając się bardziej. Czułam jego oddech, który plątał się z moim, a po chwili jego usta muskające moją wargę. Już po mnie, gdyż w brzuchu coś zaczęło mnie łaskotać. Obudziły się we mnie motyle, które za wszelką cenę próbowałam przez wiele lat ignorować. Tekst jak z jakieś opery mydlanej. Otwarłam oczy patrząc prosto w te zielone.
-Nie zmuszam Cię do niczego, to twoje życie. –druga jego dłoń chwyciła moją, mocno ściskając – Choć chciałbym być jej częścią.
Spojrzałam, przez chwilę na moją rękę, która dosłownie zniknęła w dużej dłoni Harry’ego. Nie wytrzymałam. Wyrwałam się z jego uścisku i minęłam go robiąc parę kroków przed siebie, zatrzymując się dopiero metr przed tujami. Wplotłam palce we włosy ciągnąc za nie starając się uspokoić kłębiące myśli. Odwróciłam się do niego, przyglądając się jego spokojnej minie. Jak on może być w tej chwili taki wyluzowany? Moje serce szaleje, oddech przyspiesza, a z oczu zaraz poleje się potok łez.
Zbierałam się, żeby coś powiedzieć. Nie koniecznie miłego. Wzięłam głęboki oddech starając się zapanować nad ciałem.
-Tylko przyjaciele, Harry. - powiedziałam łamiącym głosem. - Wybacz. - szepnęłam, już bardziej do siebie spuszczając głowę.
Nie miałam sił spojrzeć na jego twarz. Pełną rozczarowania i smutku.
-Dobrze. -podniosłam wzrok, widząc jak podchodzi do mnie następnie zamykając mnie w uścisku. Ostatni raz zaciągnęłam się przyjemnym zapachem jego skóry i przejechałam dłonią po jego napiętych mięśniach po plecach, czując przyjemne ciepło bijące z jego ciała. Dość długo trwaliśmy w uścisku, aż ja nie odsunęłam się, zgarniając kosmyk włosów za ucho- Co powiesz na śniadanie, przyjaciółko? - specjalnie podkreślił ostatnie słowo.
Zaczerpnęłam powietrza ukrywając jak rozpadam się na kawałki i wysiliłam się na najlepszy uśmiech jak potrafiłam zrobić. Kiwnęłam głową, a później udaliśmy się do kuchni przygotowywyując śniadanie. Czy było nie zręcznie? Oczywiście. Lecz później zdaliśmy sobie sprawę, że tak musi być.
Just friends...


________________________________________________

To ostatni part 'Bez zobowiązań...' Jak wrażenia? Miło się czytało? Piszcze w komentarzach. 

Możliwe, że to nie koniec historii Moo i Hazzy. Możliwe, że jeszcze coś opublikuje, ale nie jestem do końca tego  przekonana. 

Kolejny #Furious prompt się pisze, ale potrzebuje czasu. Wiecie szkoła itp. oraz ciężko mi przejść z jednej sceny na drugą. Muszę jakoś to rozplanować. :) 

2 komentarze:

  1. Kocham to. Moja biedna Moo sie zakochała albo i nie nie wiem. Przydała by się jej przyjaciółka a nie Williams czy Lachowski oni to najchętniej zabili by Hazze na miejscu.
    Moo musi się wypłakać i wygadać to pomaga :-) .
    A Harry to debil zakochany ale debil uroczy ale nadal debil. Tam gdzie Mooni tam i on. Co on jej czipa pod skórę wszczepił,że wie gdzie ona jest? Przyjaźń w ich wypadku nie jest dobrym rozwiązaniem. Ale to tylko moje zdanie. Lubię styl życia Moo facet na jedną noc zero zobowiązań i życie pełne wrażeń to coś czego smakujemy póki jesteśmy młodzi.
    Oo prompt się pisze już się nie mogę doczekać co wymyśliłaś.
    Pozdrawiam i czekam na kolejną notkę :-). @LoloOficiall

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy10/24/2014

    Super ale muślałam że skończy się inaczej

    OdpowiedzUsuń