wtorek, 3 marca 2015

Come back to Us...





11.01.

-Jest pani w ciąży, Panno Blue. -powiedział lekarz wpatrując się w ekran od usg.
Spojrzałam na niego myśląc, że się przesłyszałam. Zmarszczyłam brwi i patrzyłam raz na niego raz na ekran. Nic z niego nie wyczytałam, bo kompletnie nic nie widzę i nie rozumiem. Natomiast lekarz miał pół uśmiech na ustach. Ja nie wiem z czego tu radość! Dziecko w tym momencie to ostatnie o czym mogłabym pomyśleć.
-To nie możliwe doktorze. -stwierdziłam pewnie.
-Proszę tu spojrzeć. - lekarz powiększył odrobinę szarawy obraz i pokazał małą czarną palmę na ekranie. I to niby jest dziecko? Równie dobrze może być kamień, guz, cokolwiek. - I wyniki krwi to potwierdzają. -odłożył śmieszną kamerkę, którą jeździł mi po brzuchu i zaczął wycierać moją skórę od żelu.
W tym czasie informacja powoli do mnie docierała. Patrzyłam się tępo w sufit, będąc w szoku oraz załamana. Tak bardzo starałam się, by nic nie stanęło na drodze do pnącej się kariery. Moje projekty zdobywają sławę, kupno poszło w górę. Muszę być teraz na stałe w firmie i wszystkiego pilnować z związku z moją produkcją. Trzeba szykować koleją kolekcje na następny sezon oraz uszyć suknie na czerwony dywan, dla mnie mało znanej aktorki. Nie ma czasu na dziecko. Położyłam dłonie na twarzy i poczułam jak z pod powiek wypływają pierwsze łzy. "Ja nie dam rady. Nie poradzę sobie". - mówiłam sama do siebie, zanosząc się co raz większym płaczem. Kręciłam głową na 'nie', nie chcąc dopuścić do siebie tego, że będę matką. Nawet męża nie mam. Z Liam'em jestem ledwo dwa miesiące. Wpadka. Wpadliśmy jak w bagno.
-BĘDĘ OJCEM!! - usłyszałam szczęśliwe krzyki chłopaka na korytarzu.
Ja w padłam jak w bagno.
Na nowo zaczęłam szlochać kuląc się na łóżku. To jest jakiś pierdolony i nie śmieszny żart. Liczyłam w duchu, że jednak to wszystko okaże się błędem lekarskim. Oni często się mylą, tak? TAK?! Nie dam rady teraz z dzieckiem.
-Nie dam rady...- szepnęłam płaczliwe do siebie.
Poczułam silne ramiona otulające moje ciało. Podniósł mnie ostrożnie i do siebie przytulił. Schowałam twarz w jego ramieniu, wypłakując się na nim, a on uspokajał mnie delikatnym kołysaniem i pocałunkami na czubku głowy. Moje dłonie się trzęsły, a przez płacz, powoli brakowało mi tchu.
-Spokojnie, kochanie. - szepnął uspokajająco.
-Przepraszam. -wyłkałam, tuląc się do jego piersi i trzymając się jego marynarki od garnituru. - Ja nie dam rady.
-Damy radę. -poczułam jak jego palce delikatnie musnęły mój policzek, a po chwili złapał za moją brodę i podniósł, bym spojrzała na jego twarz. Jego brązowe oczy iskrzyły szczęściem, na co miałam ochotę bardziej się rozpłakać. Czemu nie potrafię się cieszyć jak on? Noszę w sobie nowe życie. Cząstkę jego, tego który otworzył na nowo moje serce. - Wspólnie, kochanie. -poczułam jak jego kciuk gładził mój policzek z nad wyraz delikatnością, ścierając słone krople.
-Nie zostawisz mnie? -szepnęłam pełna obaw co do odpowiedzi.
-Nigdy. - kiwnął głową i pochylił się lekko, by złączyć nasze usta w delikatnym, pełnym uczuć pocałunku.
Moje łzy przestały spływać po policzkach, a serce zaczęło na nowo być w swym radosnym tempie. Cieszyłam się, że mam kogoś takiego jak on, że to jemu pozwoliłam zawładnąć swoim sercem. Jest niczym mój Anioł Stróż martwiący się o moje dobro w najmniejszych sprawach. Chroniący mnie przed niebezpieczeństwami świata zewnętrznego. Sprawiający, że warto jednak żyć i dać życie dla nowych pokoleń. Może tak miało być? Losu nie da się zmienić, więc muszę się nauczyć świadomości, że zostanę mamą.
Caro chyba oszaleje z radości. Już wyobrażam sobie ją skaczącą po pokoju, a jej chłopak nie będzie wstanie nic zrozumieć przez jej piski szczęścia. Później gdy się trochę uspokoi, zamiast odpocząć po długim dniu świętowania chrzcin dzieci jej kuzyna, przyleci niczym torpeda do szpitala, by mnie wyściskać i wesprzeć w tej chwili. Będzie zadowolona jak nigdy, widząc siebie jako najlepszą ciocię na świecie.
A jak zareaguje rodzina? Szczęściem, krzykiem, że mam nie ślubne dziecko? Mama może jednym i drugim, reszta pewnie będzie się cieszyć, a ja muszę nauczyć się tego nauczyć.


26.05

Wróciłam z miasta, rozmawiając z moją mamą przez telefon. Dziś w Polsce jest dzień mamy, więc składam jej życzenia, oraz relacjonuje jej ostatnie 7 dni, każdą sekundę musi wiedzieć. Pokręciłam rozbawiona głową, gdy po raz 2,3,4...8 pyta jak się czuje i co powiedział doktor na wizycie. Otwarłam drzwi i weszłam do środka. Pierwszy kto mnie przywitał to szczęśliwy Chiko rosnący niebywale szybko. Jego główka jest już powyżej mojego kolana. Schyliłam się odrobinie, by podrapać go za uszkiem. Merdał szczęśliwy ogonkiem, a kiedy ściągnęłam letnią kurtkę, pobiegł gdzieś w głąb domu. Trzymając telefon między ramieniem, a uchem starałam się zdjąć swoje białe adidasy. Nagle poczułam jak telefon się smyka, ale nie upadł na ziemię, spojrzałam w górę. To Liam wziął telefon i zaczął rozmawiać z moja mamą. Uśmiechnęłam się do niego szeroko i teraz ze spokojem mogłam pozbyć się obuwia. Stanęłam na proste nogi i wyciągnęłam dłoń po swoja własność. Jednak brunet nie miał zamiaru go oddać, zmarszczyłam brwi i starałam się go wziąć, ale on ze śmiechem odsuwał się i nagadując mojej mamie jakieś śmieszne wymyślone historyjki. I tak moja mama nic nie rozumie z angielskiego, ale znając życie, zawołała Paule, która wszystko jej przetłumaczy. Gdy już prawie miałam swoją własność w dłoni, złapał mnie za nadgarstek i odwrócił się do mnie tyłem. Trudno mi było cokolwiek zrobić kiedy nadal mnie trzymał. Pokręciłam rozbawiona głową i objęłam ramionami jego talię, po czym stanęłam na palcach, by lekko musnąć ustami jego kark. Lubię mu tak robić. Zwykle odwraca do mnie głowę obdarzając mnie jednym z najpiękniejszych uśmiechów, które są tylko dla mnie, przez co czuję się wyjątkowa. Splótł nasze palce, mocno ściskając moją dłoń jednocześnie gładząc ją kciukiem. Oparłam głowę o jego plecy czując jego przyjemne ciepło, a zapach jego zabójczych perfum atakował moje nozdrza. To niesamowite uczucie, które mnie wypełnia, gdy jest obok. To szczęście, chęć życia oraz bezpieczeństwo.
- Mama kazała Cię wycałować. - podniosłam głowę na dźwięk jego głosu.
Przyglądał mi się przez ramię z uśmiechem na ustach, przez który ja nie potrafiłam opanować swojego. Pociągnął mnie za rękę, dzięki czemu po chwili znalazłam się przed nim, wpatrzona w brązowe oczy jak w najpiękniejszy obraz. Jego dłoń znalazła się na moim policzku gdy pochylił się w moją stronę, następnie złączając nasze usta w długim, pełnym ciepła i czułości pocałunku. Odwzajemniłam go, przysuwając się do niego i delikatnie stając na palcach. Jego wolna dłoń znalazła się na dole moich pleców, przez co poczułam przyjemne dreszcze za każdym jego podobnym dotykiem. Mogła bym tak stać w jego ramionach wiecznie, wiedząc, że moje miejsce jest przy nim.
Gdy się odsunął, nie potrafiłam przestać się uśmiechać, a tylko dlatego, że byłam szczęśliwa. Naprawdę przy nim szczęśliwa.
-Jak u Matthewa? - spytał, a jego dłoń znalazła się na moim delikatnie już zaokrąglonym brzuchu.
-Radzi sobie, podrzuciłam mu papiery z księgowości, które potrzebował. -skinęłam głową i spojrzałam na jego dłoń. Delikatnie masował, będąc wręcz skupiony na tym co robi. Podniosłam głowę i poprawiłam jego grzywkę opadającą na czoło unosząc ją do góry jak to zwykle robił. - Co jest kochanie?
Spojrzał na mnie nie spodziewając się pytania, uśmiechnął się delikatnie, po czym objął mnie zamykając w swoim szczelnym uścisku.
-Kocham was. - szepnął.

TAK BYŁO KIEDYŚ...



1.07.


-Musimy się rozstać. - powiedział nawet na mnie nie patrząc.
Patrzyłam na niego w szoku jak pakował swoje rzeczy do walizki. Nic nie rozumiałam. Jak to? Dlaczego? Czy ja coś źle zrobiłam? Położyłam dłoń na brzuchu i powoli podeszłam do krzesła które stało w garderobie. Strasznie bolały mnie nogi i plecy jak to bywa na początku 8 miesiąca ciąży. Oddychałam spokojnie nie dopuszczając do siebie negatywnych emocji, by nie zaszkodzić dziecku. 
-Mogę wiedzieć dlaczego? -spytałam cicho i spokojnie.
Na chwile spojrzał na mnie jednak ja już wolałam tego nie robić, by się nie rozpłakać. Zacisnęłam szczękę patrząc tępo w swój zaokrąglony brzuch gładząc go z nad wyraz czułością, którą potrzebowałam.
-Nie nadaje się na ojca. Nie dam rady. 
Skinęłam głową na jego słowa i powoli wstałam. Potrzebowałam szybko usiąść na czymś miękkim. Nie miałam zamiaru go zatrzymywać, jakbym to robiła, zaczęła bym krzyczeć, płakać, denerwować się. Nie mogę jednak. Jestem w zaawansowanej ciąży i miesiąc do porodu. Nie dopuszczę do tego by coś stało się mojej Kruszynce. 
Zeszłam na dół i od razu wybrałam kierunek kuchni, gdzie napiłam się wody. Widziałam jak ręce zaczynają się mi trząś. Zamiast wody postanowiłam zaparzyć sobie zioła, na uspokojenie które zapisał mi lekarz. Wstawiłam wodę i uszykowałam kubek. Z góry w tym momencie wrócił Liam. Usłyszałam dźwięk walizek uderzających o panele. 
-Nie jesteś zła? - spytał z obawą w głosie.
Spojrzałam na niego i serce mi się zaczęło kroić, a wielka kula w gardle uniemożliwiła krzyk by jednak został. Bałam się, że sobie sama nie poradzę. 
-Nie. - powiedziałam cicho i zalałam zioła wrzątkiem. 
Ich zapach rozprzestrzenił się po kuchni przez co już byłam spokojniejsza. Pozwoliłam się im zaparzyć. Chłopak nagle znalazł się blisko mnie, czego się kompletnie nie spodziewałam. Położył dłonie na moim brzuchu, na co szybko zareagowałam zdejmując je.
-Liam, nie.. -odsunęłam się. -Skoro mamy się rozstać, wolałabym być po prostu wyszedł. 
Po tym jak przyglądałam się się ostatni raz jego brązowym oczom, złapałam za kubek i poszłam do salonu. Przez głowę przeleciały mi różne obrazy z naszego wspólnego i krótkiego życia. Nasze poznanie, pobyt we Włoszech, motyle, pierwszy pocałunek, prezenty, randki i słowa, które okazały się chyba pustymi słowami. Upiłam łyk herbaty siadając na kanapie. 
Wtedy nagle drzwi się otwarły i usłyszałam radosne przywitanie Caro. No tak umówiłyśmy się dziś na wspólne ploty i ciacho. Uśmiechnęłam się na jej widok wiedząc, że teraz nie zostanę z tym wszystkim sama. 
-To ja już spadam. - spojrzałam na chłopaka, który wziął swoje walizki. - Trzymajcie się, dziewczyny. 
- A ty gdzie? - spytała brunetka, przyglądając się mu wyraźnie zdziwiona. - Moo, co tu się dzieje?
-Spokojnie, Kicia. Jest dobrze. - wstałam z kanapy i poprawiłam sukienkę podchodząc do nich. - Do widzenia, Liam.
Skinął głową i wyszedł z domu, a nic nie rozumiejąca Caro przyglądała nam się uważnie. Złapałam ją za rękę i zaprowadziłam do kuchni pytając czego chce się napić.
-Czy Liam odszedł? - spojrzałam na nią zastanawiając się na odpowiedzi. 
Zbyt długa cisza jednak utrzymała ją w przekonaniach, że to prawda. Podeszła do mnie, mocno obejmując na tyle ile mogła. Nie uroniłam łzy, nie pozwoliłam bym znów płakała przez faceta. Jeśli kogoś kochasz, daj mu odejść. Odszedł.

16.08.


Sięgnęłam z lodówki świeże warzywa, by pokroić je do dania. Gdy nagle dostałam mocnego skurczu, przez który wypadł mi nóż z ręki, a papryka potoczyła się po blacie. Zaciskałam mocno powieki i przytrzymywałam szafki by nie upaść z silnego bólu. Pomasowałam swój brzuch, gdy nagle poczułam mokro pomiędzy nogami. Spojrzałam w dół i zobaczyłam plamę na podłodze.
Cholera, wody mi odeszły! 
Zaczęłam panikować i rozglądać się za telefonem.
-Ale sobie wybrałaś porę, skarbie. - westchnęłam i złapałam za urządzenie, szukając numeru przyjaciela.
Gdy wybrałam numer i czekając na połączenie, znów poczułam silny ból, przez co jęknęłam.
-Halo?
-Jacob! Wody mi odeszły. - powiedziałam pełnym przerażenia drżącym głosem.
-Już jadę! 
Gdy się rozłączył odrzuciłam telefon na blat i starałam się dojść na korytarz. Na drżących nogach podeszłam do wieszaka i założyłam płaszcz, ponieważ na dworze strasznie padało. 
Dosłownie po 10 minutach pojawił się Jacob, który wręcz był przerażony. Starałam się go uspokoić, ponieważ to też na mnie wpływa, więc delikatnie mówiąc dałam mu z liścia, by się ogarnął. Na szczęście poskutkowało. Wziął moją uszykowaną torbę i zaprowadził do samochodu. Skurcze były częste i regularne, przez co zwijałam się na przednim siedzeniu, w każdej minucie bojąc się o swoje maleństwo.
W szpitalu nawet nie czekałam długo na poród. Szybko wzięli mnie na porodówkę, ponieważ już miałam na tyle szerokie rozwarcie, by ze spokojem mała mogła wyjść.
"To był koszmar" - przeszło mi przez myśl.
Dopiero po 2 godzinach, w końcu poczułam ulgę i usłyszałam płacz dziecka.  Oparłam głowę o poduszkę, wgapiając się w sufit, starając się uformować oddech. Byłam zmęczona, ale szczęśliwa. Pielęgniarka właśnie czyściła moje dziecko, a inna wycierała moje czoło, gratulując ślicznej córeczki. Jej głos był zagłuszony, jak by z daleka, mimo iż stała obok mnie. Obraz przed oczami powoli się rozmazywał, powieki stały się potwornie ciężkie, aż wszystko nagle zniknęło.

Obudziłam się w sali, gdzie dominował pastelowy róż. Chyba już wolałabym tę przeklętą biel. Odetchnęłam głęboko i rozejrzałam się po sali, dostrzegając siedzącego pod ścianą bruneta, grzebiącego ciągle w swoim telefonie. Uśmiechnęłam się delikatnie.
-Jacob, gdzie moja córeczka? -spytałam cicho.
Podniósł gwałtownie głowę zaskoczony i przestraszony, jakby co najmniej ducha dostrzegł. Aż tak źle wyglądam? Chodź po chwili odetchnął z ulgą wstając z krzesła.
-Nigdy mi tak nie rób, siostra. - podszedł do mojego łóżka. -Mówiłem, błagałem byś zamieszkała przez ten okres u nas, ale ty jak zwykle musisz być uparta. - podczas tego całego jego monologu, złapałam go mocno za dłoń i znów powtórzyłam pytanie.- Jest cała i zdrowa. - zapewnił z uśmiechem na ustach. - Chcesz ją zobaczyć? 
Od razu skinęłam głową, nie mogąc się doczekać, aż zobaczę swoje dziecko, będę trzymać ją na rękach, przyglądając się jej myśląc, które z imion najbardziej jej będzie pasować, stwierdzać po kim ma nosek, buzię i tak dalej. Chciałam jej powiedzieć cicho jak wiele dla mnie dla mnie znaczy oraz, że jej nie opuszczę nigdy w życiu.
Wyszedł z pokoju, a ja podniosłam się do pozycji siedzącej. Przeczesałam palcami włosy chcąc jakoś je ogarnąć, bym znośnie wyglądała na przywitanie swojej Kruszynki, kiedy do sali wparowała Caro, wraz z Alex, Anną, Zayn'em i Niall'em. Uśmiechnęłam się szeroko na ich widok oraz rozchyliłam ramiona widząc jak jedna z blondynek podchodzi do mnie i mocno uścisnęła. 
-Jak się czujesz? -spytała Alex.
-Już dobrze. Jestem po drzemce. - uśmiechnęłam się.
-Jak długo rodziłaś? 
-2 godziny.
Wtedy wszedł Jacob, a za nim pielęgniarka z moim maleństwem na rękach, owiniętą w kocyk. Tej chwili wyczekiwałam dość długo. Tej kiedy będę ją miała w ramionach. Wzięłam głęboki wdech, odbierając naprawdę drobną osóbkę od położnej. Mój uśmiech jeszcze bardziej się rozszerzył, kiedy dostrzegłam jej piękną pulchną buźkę. Oczka niestety zamknięte, drobny nosek, malutkie usteczka, rączki wielkości mojego palca, cała była malutka, drobniutka, cała moja. Nie powstrzymałam łez wzruszenia. 
-Jest piękna. - szepnęłam i pochyliłam się by delikatnie ucałować jej główkę.
Poruszyła się, jakby chciała bardziej wtulić się we mnie. Przysunęłam ją bardziej do siebie, nie odrywając od niej wzroku.
-Cała mamusia. - zaśmiał się Niall.
Spojrzałam na niego, nie potrafiąc opanować łez. Ann, szybko zareagowała odsuwając się od chłopaka i wytarła moje łzy.
-Gratuluje, kochana. - cmoknęła mnie delikatnie w policzek.
-Dziękuje, że tu jesteście. 
Rozejrzałam się po ich twarzach z wdzięcznością, ponieważ to jest dla mnie bardzo ważny dzień. Na świat przyszła moja Kruszynka, stając się najważniejszą osobą w moim życiu. Otworzył się właśnie nowy rozdział w życiu, w który wkroczyła nowa osoba, bez której teraz nie wyobrażam sobie życia.
-I będziemy. - zapewniła Caro.
Jej dłoń znalazła się na moim ramieniu, delikatnie go gładząc. Wyciągnęłam szyję, dając do zrozumienia, że ma się nachylić. Dałam jej za te słowa całusa w polik i wolną dłonią objęłam ją chcąc się teraz w kogoś naprawdę wtulić. Objęła mnie ostrożnie i przyglądała się wraz ze mną dziewczynce.
-Jak ją na zwiesz? - podniosłam głowę na słowa Louis'a, którego wejścia nawet nie zauważyłam.
Przypomniałam sobie wybrane imienia i spojrzałam znów na córkę. Każdy uważnie mi się przyglądał i wyczekiwał odpowiedzi. Mała znów się poruszyła i wydała z siebie cichy pomruk, wtulając się w moją pierś. Już wiedziałam jakie imię będzie dla niej idealne.
-Mia. -uśmiechnęłam się szeroko.
Mała chwyciła mój palec, ściskając go z całych swoich caluśkich sił.
-Mia Blue. Nieźle brzmi. - stwierdził Ni, na co szybko pokiwałam głową na nie.
-Payne,- poprawiłam go.- Chce by mała miała nazwisko po ojcu. -powiedziałam poważnie, na co w sali zrobiło się nie przyjemnie. Chłopacy wymienili się jedynie spojrzeniami, a ja jednak nie miałam już nic do powiedzenia i spojrzałam na moją Kruszynkę.


Mia Payne : 16.08.2015; 17:34



09.11


Weszłam za Caro do jej i Louis'a domu, pomagając wnieść zakupy do kuchni. Na długo nie miałam tu zawitać, ponieważ w domu czeka na mnie córka wraz z opiekunką, która kończy swą pracę za godzinkę.
-Dzięki, że pomogłaś mi w zakupach.- uśmiechnęła się promiennie, kiedy pomogłam jej rozpakować torby.
-To drobiazg. - wzruszyłam ramionami i chowałam pomidory do lodówki. - Sama przy okazji zrobiłam, a to nie twoja wina, że padło Ci auto.
-Mało poświęcam czasu swojemu autku. - wydęła wargę i ze skruszoną miną rozpakowywała kolejną torbę.- Ale, za to chłopacy z warsztatu z chęcią się nim zajęli. -dodała po chwili.
Zachichotałam kręcąc głową. Dziwiło mnie, ze dała swoje cacko komuś do naprawy, a nie załatwiła tego sama. Przecież zna się na autach jak mało kto, co mnie zastanawiało. Jednak to nie moja sprawa, może miała coś ważnego i nie ma czasu. Od tego są w końcu faceci, by się nimi wysługiwać.
-Jak trzyma się się nasza Mia?
Uśmiechnęłam się na samą myśl o mojej Kruszynce, która teraz prawdopodobnie będzie usypiana, a jak wrócę zobaczę ją w swoim łóżeczku śpiąca jak aniołek, wtulona w ulubionego króliczka. Kilka godzin bez niej, a ja usycham z tęsknoty, zastanawiając co się dzieje. Mam ochotę dzwonić co pięć minut do Tessy, sprawdzając czy przypadkiem mała zjadła, położyła spać, została wykąpana i tak dalej. Nie to, że nie ufam opiekunce. Ufam, ale po prostu, to moja mała Kruszynka. Kocham ją najbardziej na świecie i nic nie będzie wstanie mi jej odebrać. Nie pozwolę na to. Chciała bym wrócić do domu, by móc samodzielnie zająć się Mią. Trzymać ją na rękach, czytać bajki, bawić się z nią, myć, usypiać razem z nią na fotelu, czy łóżku. Nawet nie wyobrażacie sobie jaki ma piękny śmiech, który sprawia, że nawet zlodowaciałe serce stopi się. Nic nie jest piękniejsze od niej.
Carolain szturchnęła mnie z łokcia, kiedy długo nie odpowiadałam. Zachichotałam cicho i poinformowałam przyjaciółkę, że z małą wszystko w porządku, rośnie, a nawet pozwoliłam sobie na krótką historię, kiedy to bawiła się króliczkiem, gdy rozmawiałam wraz z mamą przez skype.
-Mówiłam, że będziesz świetną matką. - poklepała mnie po ramieniu, mijając mnie i podchodząc do lodówki.
-Też mi matka, która wynajmuje opiekunkę. - westchnęłam opierając się o blat i założyłam ramiona na piersi, spuszczając wzrok na swoje czarne botki.
-Moo.- zaczęła przyjaciółka westchnięciem - Nie myśl tak o tym. Mała ma już 3 miesiące, a do pracy wróciłaś dopiero miesiąc temu. - jeśli tym chciała mnie uspokoić to mało mi w tym pomogła - Wiem, że chciałabyś zając się wszystkim, ale nie dała byś rady. Praca, sesje, wywiady, pokazy i Mia. Za dużo jak na Ciebie po tak trudnym okresie jaka była dla Ciebie ciąża. -spojrzałam w bok, w okno, nie potrafiąc już znieść tego co mówi.To prawda, ciąża była zagrożona przez stres jaki przechodziłam w tym samym czasie. Miałam wieczne obawy, że sobie nie poradzę. Li dużo wtedy pracował tym bardziej o tym wszystkim myślałam, ponieważ wiecznie siedziałam sama w domu. Następnie kłótnia z jego siostrą, miałam ochotę uciec, zapaść się pod ziemię, na co trafiłam z silnymi bólami do szpitala. Gdyby nie Louis straciłabym Mie. Reszta historii brzmi podobnie. Liam praca, a ja samotnie w domu, aż.. Ta. Poczułam jak Car, chwyta moją brodę pomiędzy palce i skierowuje mój wzrok na siebie- Jesteś najlepszą matką i projektantką na świecie, Moni. - powiedziała pewnym siebie głosem.- Twoja sesja dla Vogue z Little Mix zrobiła chaos w gazetach, internecie i wiadomościach.- zaczęła mówić z entuzjazmem i dumą, na co nie pohamowałam się i kącik ust uniósł się w górę. - Taka długa przerwa i BAM!! Jesteś na szczytach.
Pokręciłam rozbawiona głową na jej energiczne ruchy rękami. Wiem, że robi to by mnie pocieszyć. Przyznaje, troszkę mi pomogło.
-Była bym dłużej, gdyby nie twój chłopak, który zmuszał mnie do siedzenia w domu przez całą ciążę. - dodałam udawanym oburzonym głosem.
-Pracoholiczka. - zaśmiała się na co dostała lekko w ramie.
Jęknęła z bólu i potarła ręką miejsce uderzenia udając obrażoną. Przewróciłam oczami i  spojrzałam na zegarek. Gdy chciałam się zbierać usłyszałyśmy huk i krzyk Louis'a. Spojrzałyśmy na siebie przestraszone, po czym zerwałyśmy się z miejsc, wbiegając po schodach i udając się do sypialni skąd dobiegał głos. Carolain pchnęła drzwi, wołając imię swojego chłopaka.Wyszłam za jej pleców i na chwilę zamarłam, gdy ciemno-brązowe oczy wpatrywały mi się uważnie oraz w szoku jakim i ja byłam.
-Nie umiecie powiesić durnej półki?
Głos przyjaciółki był jakby z daleka. Zagłuszyło go moje własne przyspieszone bicie serca. Chłopak omal nie upuścił półki, na co Louis, warknął na niego. Szybko się ogarnął pomagając kumplowi i odrywając ode mnie wzrok. Dzięki czemu mogłam szybko się stąd wydostać i wracać do domu. Zgarnęłam włosy za ucho i odwróciłam się do Caro informując ją, że będę się zbierać, lecz zatrzymał mnie Louis.
-Powiedz chociaż, czy jest równo. - położył ramiona na moich ramionach, znów okręcając mnie w stronę półki.
Dostrzegłam jak brunet schodził ze stołka. Nie mogłam się kompletnie skupić, na prośbie znajomego. Nie widziałam go 4 miesiące i nic się nie zmienił. Ciągle ten sam styl przewiązywanej koszuli w kratę w pasie, umięśniona postura i lekko zarost na twarzy. Czułam jak ręce zaczęły mi się pocić oraz robiło się gorąco, kiedy zbliżył się do nas na kilka kroków. Pokręciłam głową odwracając od niego wzrok i skupiając się na tej przeklętej wcale nie pasującej tu półce.
-Tak, jest równo. - wymamrotałam.
-To super, dzięki za opinie. - powiedział to tak szybko, na co dało mi podejrzenia, że coś kombinuje.
Odwróciłam się i dostrzegłam, że zamyka drzwi, a po chwili było słychać charakterystyczne przekręcanie klucza. Zerwaliśmy się z miejsc waląc w drzwi, by je otworzyli. Jednak to nic nie dało. Drzwi się nie otwarły, a nawet nie wyważyły, co miałam przez chwilę na myśli, kiedy siła chłopaka wzrastała ze złości. Mnie również powoli to wyprowadzało z równowagi.
-Cholera, Lou. Otwórz te drzwi. - walnęłam i zarazem kopnęłam w drewno, które nie drgnęło.
-Wyjdziecie jak porozmawiacie. -jego głos był zagłuszony, ale dobrze słyszalny.
Wraz z Li spojrzeliśmy na siebie równocześnie. Byłam zdenerwowana i całe zakłopotanie jego obecnością ulotniło się w nie pamięć. Zaciskałam dłonie, ponieważ przypomniała mi się sytuacja z przed początki roku, kiedy to my próbowaliśmy pogodzić Caro i Lou.
-Wiesz co?! - zaczęłam, waląc z jednej ręki w drzwi - Kiedyś to my zamknęliśmy was. Pamiętasz?! - krzyknęłam znów uderzając. - I co wtedy zrobiłeś? Olałeś nas!! Więc, czemu któryś z nas ma nie postąpić podobnie?!- warknęłam waląc w drzwi jak szalona.
Chciałam się wyładować, wyobrażając sobie, że przed de mną stoi brunet.
-Nie porównuj tych sytuacji! - odpowiedział mi tym samym tonem, a po chwili poczułam jak drewno się trzęsie, pod wpływem jego uderzenia, na co drgnęłam przestraszna i odsunęłam się o krok. - Zrobiłem błąd i nie popełniajcie tego samego. - dodał ciszej.
Westchnęłam cicho i pomasowałam dłonie, ponieważ bolały mnie od ciągłego uderzania. Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć. Na chwile przymknęłam oczy, biorąc głęboki wdech i wydech, uspokajając nerwy. Spojrzałam na swoje zaczerwienione ręce, a po chwili na zegarek, sprawdzając która jest godzina. Przeklęłam i znów zaczęłam dobijać się do drzwi.
-Caro, Caro! Za 15 minut opiekunka kończy swoją pracę! Mia nie może zostać sama nawet na sekundę!
Opiekunka to studiująca na zaocznych studiach dziewczyna, która zbiera na spłatę czynszu i szkołę. Nie chciałabym, by spóźniła się na jakiekolwiek zajęcia, lecz nie mogłam przestać myśleć o swojej Kruszynce, która prawdopodobnie obudzi się, a mnie przy niej nie będzie.
-Moo, spokojnie. Carolain już po nią jedzie.
-Wypuście mnie! - krzyknęłam. - Chce do córki, - dodałam już bardziej do siebie, zaczynając płakać.
Opierałam się o drzwi starając nie upaść na ziemię. Ręce mi się trzęsły oraz serce biło jak szalone, ogarnęła mnie panika i nie potrafiłam się opanować. Tak bardzo chce zobaczyć swoje dziecko, za którym tęsknie i jest moim jedynym promykiem na tej zakichanej planecie.
Po chwili zanim osunęłam się na ziemie, poczułam silne ramiona otulające mnie w talii. Patrzyłam tępo w drzwi i oddychałam szybko, przez co włosy, które opadły mi na twarz, unosiły się i opadały z powrotem.
-Spokojnie, Moni. -szepnął uspokajająco, jego dłoń znalazła się nad moją piersią. Wiedziałam co chce zrobić. Wyrównać wspólnie oddech. Czułam na plecach jego klatkę piersiową jak opada i podnosi się powolnym tępię. Przysunęłam się nieznacznie i przymknęłam oczy starając się unormować oddech. Dopiero po paru minutach mi się to udało. Wzięłam drżący oddech i przymknęłam oczy.Dawno nie czułam tego kojącego dotyku, który parę miesięcy temu działał na mnie z niebywałą siłą. Jeden gest sprawił, że przestałam się trząść, serce uformowało swój rytm, a oddech uspokoił. Łez jednak nie potrafiłam zatrzymać. Tęskniłam za tym. Ciągle wyobrażałam sobie, że kiedy usypiam Mie, stoi obok pomagając lub bardziej ją rozpraszając, powodując u niej szeroki uśmiech. Kiedy już by spała, wrócilibyśmy do swojej sypialni obok pokoju córeczki, położyli się do łóżka i zasnęli wtuleni jak kiedyś. Bolało, kiedy każdego ranka otwierałam oczy i go nie było. Nie przestałam kochać. Nie potrafię tak szybko zapomnieć o kimś kto stłukł moje serce jak porcelanę w drobniutki mak. Po raz kolejny. -Mia, ładne imię wybrałaś. - spojrzałam na niego, jak przyglądał mi się z pół uśmiechem na ustach. Dobrze pamiętał, że to jedno z imion, które mu się podobało.
Złapałam za jego ramiona, by uwolnić się z jego uścisku i odsunęłam się znacznie.
-Pasuje do niej. - wzruszyłam ramionami i podeszłam do okna z którego był widok jedynie na ogród.
Założyłam ramiona na piersi przyglądając się drastycznie zmieniającej się pogodzie na coraz gorszą. Niebo zaszły ciemnie chmury, a wiatr kołysał gałęziami drzew z całych swoich sił. Zaczęłam denerwować się o Caro i Mie. Dlaczego to tak długo trwa? Coś się stało? Przyjaciółka nie chce mi jej oddać? Jak mają zamiar mnie tu trzymać wieczność, niech lepiej moja córka wróci do mnie jak najszybciej, bo zrobię tu taką demolkę, że ta jebana półka zostanie jedynie nie tknięta.
-Długo jesteś w Londynie? -spytałam bawiąc się naszyjnikiem.
-Od tygodnia. - odpowiedział, a ja odwróciłam jedynie głowę spoglądając na niego kątem oka.
-Zayn był wściekły kiedy wyjechałeś. - odwróciłam się, by następnie oprzeć się o parapet.
Przyglądałam się mu uważnie jak robi się coraz bardziej zakłopotany, ponieważ nie wie czy może mi powiedzieć prawdę, której i tak się domyślam.
-Wiem, dzwonił do mnie. - podrapał się po karku, patrząc tępo w podłogę, prawdopodobnie myśląc co powiedzieć. - Moo, z tym zerwaniem...
-Nie tłumacz się. - przerwałam mu na co spojrzał na mnie z nadzieją w oczach, lecz musiałam go szybko zgasić. - Praca. Moje i Mii bezpieczeństwo, blach, blach...- mówiłam znudzona. -Szkoda,że nie wziąłeś pod uwagą jak sobie poradzimy BEZ Ciebie. -dałam nacisk, dając mu do zrozumienia jaki błąd popełnił.
Wiedziałam dlaczego zerwał, a co najmniej się domyślałam, ponieważ żaden z jego przyjaciół nie zdradził mi konkretnego powodu ciągle tłumacząc: " Moni, naprawdę nie możemy Ci powiedzieć". Po tym zaczęłam się domyślać i przypominać sobie jak obrywał Lou za związek z Caro i straconą ciążę.  Raz wynikła z tego afera między mną, a chłopakiem przed de mną. Mimo iż wiedziałam czym się zajmuje, wiedziałam w co się wpakowałam, jednak nie podejrzewałam, że związki poza gangiem mogą być tak niebezpiecznie. Zdenerwowałam się wtedy i powiedziałam swoje dwa słowa, przez co omal Li nie wyleciał z kraju. Przez większość naszego związku chciałam, by z tym skończył i zajął się jedynie klubami, których ma ich sieć, wraz z jednym moim, które dostałam od niego na gwiazdkę. Wow, co nie. Taki jest i uwielbiał mnie rozpieszczać, mimo iż na początku związku ostrzegałam go przed tym. Z nim jednak się tak nie da. Zawsze ma swoje zdanie, którego trzyma się do końca i nie odpuszcza. Jak coś postanowi tak robi. Zacisnęłam dłoń na swetrze, ponieważ serce znów zaczęło mnie kłuć. Kochałam go i nadal kocham...
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam głowę i zauważyłam wchodzącą Caro z moim maleństwem na rękach.Kamień spadł mi z serca i wzięłam ostrożnie moją Kruszynkę na ręce. Spała, słodko spała. Uśmiechnęłam się na widok tego aniołka, po czym postanowiłam zdjąć z niej kurteczkę.
-Opiekunka uszykowała torbę,co będzie potrzebne. -położyłam małą na łóżku.
- Zdążyła na zajęcia?-spojrzałam na przyjaciółkę, która odkłada torbę.
-Tak odwiozłam ją.- skinęła głową.
Przyjęłam wiadomość do siebie i wróciłam do rozbierania Mii, przyglądając się jak słodko, zasłania rączkami oczy, dając mi do zrozumienia, że chce dalej spać. Uśmiechnęłam się szeroko, ostrożnie, wyjmując jej nóżki i rączki, a następnie znów uniosłam przytulając do siebie.
-Dogadaliście się przez ten czas? -spytała Car.
Odłożyłam kurteczkę na krzesło, uważając by nie obudzić Kruszynki.
-Ja powiedziałam już co chciałam. - spojrzałam na Liam'a, który również mi się przyglądał.
Jednak długo tego nie robił. Wyprosił grzecznie Caro, karząc znów im nas zamknąć. Popatrzyłam na niego jak na idiotę, marszcząc brwi. Gdy się odwrócił, miał lekki uśmiech na ustach.
-No co? Chce spędzić czas z moimi ślicznotkami. - podszedł do nas i przyglądał się Mii.
-Zwariowałeś.-stwierdziłam.
Spojrzał mi prosto w oczy, na co przez chwilę zaschło mi w gardle, a serce podwoiło swoją pracę. W brzuchu poczułam znajomy ścisk oraz jak policzki zaczęły mnie piec.
-Tak. - skinął głową. - Zwariowałem z miłości do was. - powiedział to szeptem, nie odrywając wzroku od de mnie.
Nie kłamał.
Pierwsza spuściłam głowę, ponieważ poczułam jak na moich ramionach Mia, zaczyna się rozciągać budząc powoli. Uśmiechnęłam się szeroko i cmoknęłam ją w czubek głowy na powitanie jak to miałyśmy w zwyczaju. Ziewnęła słodko i powoli otwierała swoje słodkie duże jasno-brązowe oczka. Na mój widok zaczęła wyciągać rączki. Codziennie myślę, że mała kiedy jestem w domu wcale nie tęskni, mając Tess z którą cały czas się bawi, jednak kiedy wracam wyciąga do mnie rączki, chcąc się przytulać. To jest to, co trzyma mnie na siłach. Jej miłość. Podniosłam ją wysoko jak to lubi, ostrożnie robiąc samolocik. Śmiała się uroczo, po czym mocno ją do siebie przytuliłam, a ona starała się otulić swoimi małymi rączkami moją szyję. Znów pocałowałam ją w główkę.
-Mm. Ktoś tu się umył w nowym szamponiku. - uśmiechnęłam się na co odwróciła się do mnie i przyglądała się rączką, które kładła na moje policzki. - Pachniemy jak truskaweczka. - zaśmiałam się, a ona razem ze mną, zaczęłam się wokół siebie okręcać, powodując większy śmiech małej, która zaczęła machać rączkami, kiedy zawróciło mi się w głowie przystanęłam na chwile. Spojrzałam na rozbawioną Mie, która zaczęła skakać mi na rękach.- Daj buziaka. - zrobiłam dziubek w jej stronę na co złapała mnie w poliki i dała buzi. - Muah, to się nazywa całus. - mała się zawstydziła i wtuliła się we mnie.
Usłyszałam śmiech Liam'a. Odwróciłam się do niego, unosząc brew, zaciekawiona co go tak rozbawiło.
-Już nie pamiętasz jakie były nasze pocałunki? - mówił z udawanym dramatyzmem w głosie, kładąc dłoń na piersi - Ranisz, księżniczko.
Przewróciłam oczami, kręcąc lekko rozbawiona głową, wracając do swojej Kruszynki, która zaczęła się bawić naszyjnikiem. Wtedy poczułam znów jego ramiona wokół mojej talii, a po chwili jak opiera brodę na moim ramieniu, skąd miał dobry widok na Mie. Po krótkiej chwili zorientowała się, że jest ktoś jeszcze. Przyglądała się mu dużymi oczkami, zaciekawiona nowej osoby.
-Hej, Kruszynko. -powiedział do niej.
Przyglądałam się jej reakcji. Przez większość czasu nie odrywała od niego, będąc w małym szoku,ale nie minęła minuta gdy szybko pochyliła się w jego stronę chcąc dotknąć rączką jego policzka. Li jedynie się uśmiechnął cmokając ją w drobniutką rączkę. Miałam poczucie DEJA VI, ponieważ takie sceny przed oczami miałam jedynie w snach. Jeśli to jeden z kolejnych, proszę nie budźcie mnie.
-Rozpoznała twój głos. -szepnęłam na co puścił mnie z objęć, odsuwając się trochę. Uśmiechał się szeroko nie spuszczając wzroku od zaciekawionej córki. Spytał, czy mógłby ją ponosić. Kiwnęłam potakująco głową i podałam ją ostrożnie na jego ramiona. Mała nie płakała, jak to kiedy bywała na czyiś nie znanych rękach. Poprawiłam jej bluzeczkę, jednak nie zwracała na mnie uwagę. Wyciągała rączkę w stronę twarzy chłopaka.- To twój tata, skarbie. - powiedziałam do niej i cmoknęłam w czoło.
Brunet spojrzał na mnie, na co również podniosłam wzrok uśmiechając się lekko. Objęłam go ramieniem w pasie, wtulając się w jego bok. Zerkałam na szczęśliwą Mie, kiedy Liam parę razy pocałował mnie w czubek głowy.
Przez resztę dnia nie mogłam się doprosić chłopaka, by oddał lub położył Mie na łóżku. Za każdym razem odmawiał bawiąc się z maleńką, nawet sam próbował zmienić jej pieluchę. Bez drobnych pomocy się nie obyło, ale poradził sobie świetnie, za co przyglądałam się mu z podziwem. Mała czuła się przy nim swobodnie, śmiała się, podawała mu zabawki, tuliła się do niego. Jakby był przy nas cały czas. To był przyjemny widok widzieć ich obojga razem szczęśliwych.
Po tym jak poprosiłam Car o zrobienie mleka dla małej i by dali nam kolacje, wzięłam ją w końcu od bruneta chcąc na karmić i położyć spać. W tym czasie chłopak zjadł kolację, przyglądając się mi.
-Jesteście naprawdę piękne. - stwierdził, kiedy odłożyłam pusta butelkę i wstałam poprawiając małą na rękach i delikatnie poklepałam ją po plecach, czekając aż się jej odbije. Pokręciłam głową, uśmiechając się lekko i kiedy poczułam jak małej się odbiło, podeszłam do łóżka, kładąc na nim małą. - Zjesz coś? - spytał.
Pokiwałam na nie i szybko podeszłam do torby szukając piżamki dla małej. Wyciągnęłam białą w truskawki i wróciłam do córki. Poczułam silny uścisk na ramieniu, zmarszczyłam brwi i spojrzałam na chłopaka. Miał zmartwioną minę i widać, że nie podobało mu się moja odpowiedź. Spoglądał na mnie błagalnie, na co jedynie westchnęłam cicho i uwolniłam się z jego uścisku pozwalając mu ubrać małą. W tym czasie ja złapałam za kanapkę i zaczęłam jeść, uważając na chłopaka. Przebierał małą, ciągle ją rozbawiając. Nie zaśnie mi przez dobre kilka godzin. Potarłam dłonią zmęczoną twarz, co jednak nie umknęło chłopakowi.
-Dobrze się czujesz? - spytał biorąc małą na ręce.
-To tylko zmęczenie. -wzruszyłam ramionami i dopiłam herbatę.
-Połóż się. - zgodziłam się i złapałam za tacę odkładając ją na biurko.
Podeszłam do łóżka i po chwili ułożyłam się na łóżku. Byłam zmęczona, bo od paru miesięcy nie śpię normalnie. Płacze małej, później wczesne pobudki do pracy, wracanie troszkę o późnych porach i opiekowanie się małą. Normalny sen nie był wpisany w mój plan. Chłopak postanowił się do mnie dołączyć i położył Mie pomiędzy nas. Uśmiechnęłam się do niego i przysunęłam się do nich, by cmoknąć małą w główkę.
-Ja nie dostanę buziaka? - spytał, robiąc minkę "słodkiego psiaka"
Zachichotałam cicho i uważając na córkę chciałam dać mu lekkiego całusa w czoło. Nie spodziewałam się, że uniesie głowę, a zamiast czoła, nagle pocałuje go w usta. Byłam w szoku, a kiedy się chciałam odsunąć, jego dłoń znalazła się na moim karku i pogłębił pocałunek. Nie potrafiłam tego nie odwzajemnić. Znów poczułam to przyjemne uczucie w brzuchu, ciepło rozlewające się po ciele i to jak nasze usta idealnie pasowały do siebie. Usłyszałam cichy chichot małej. Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy na nią, która kryje rączkami twarz. Zaśmiałam się i wróciłam wzrokiem na Li. Znów się pochyliłam w jego stronę, by musnąć jego usta.
-Ona potrzebuje nas obojga. - zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy. - Ja potrzebuje Ciebie, Liam.- szepnęłam błagalnie.-Nie wiesz jakie piekło przechodziłam, kiedy odszedłeś. Na każdym kroku bałam się, że coś się stanie Mii. Ktoś włamie się do domu podczas mojej nie obecności, zaatakuje mnie w parku, zabierze mi ją. - mówiłam drżącym głosem.- Tylko ty potrafisz nas tak naprawdę obronić. Nie tym, że odejdziesz. - pokręciłam głową i przymykając powieki z pod których wydostały się łzy.-Nie myśl, że przestałam Cię kochać. -otarłam policzki, spuszczając głowę.
Przyglądałam  się córce która ocierała rączkami zmęczone oczka. Poprawiłam jej śpioch i otuliłam ją. Chłopak zaś zrobił to ze mną, przysuwając do siebie. Jego dłoń wytarła z policzka łzy. Wtuliłam w nią twarz, przymykając oczy.
-Też nie przestałem was kochać.


________________________________________________________________________________

KOOOOONIEC! Yay! W końcu coś skończyłam. Ufffff. Jak dobrze na sercu. :D

Jeśli chodzi o One Shota. Nie ma wpływu na to co dzieje się obecnie u głównych bohaterów na TT, czyli @/Moo__Blue oraz @/liam_emulation To tylko moja szalona wyobraźnia i chęć napisania czegoś dramatycznego a zarazem słodkiego. Hihi. W większości wyszło słodkie, co nie? Awww *o*

Kocham moich czytelników!!



Zapraszam do komentowania ~ Moni x

P.S Zapraszam na bloga mojej współlokatorki Patts. -> http://majowy-wiatr.blogspot.com/ <- To nie żadne FF czy imagin. To historia Zuzzany takiej jak wy. 

1 komentarz:

  1. Anonimowy3/05/2015

    Hej :D
    Rozdział jest boski
    I ten maluszek
    awww cudnee
    Czekam na kolejny rozdział
    Ps. Nowy rozdział już jest http://przeklecifanfic.blogspot.com/ zapraszam ♥

    OdpowiedzUsuń